21.12.2006

Nick Hornby: "Długa droga w dół"


Współczesna powieść obyczajowa autora bestselleru "Był sobie chłopiec".
W sylwestrową noc na dachu londyńskiego wieżowca spotykają się cztery osoby: zbuntowana i nieobliczalna nastolatka Jess; Amerykanin JJ, którego rockowa kapela właśnie się rozpadła i zarabia rozwożeniem pizzy; Martin, prezenter telewizji śniadaniowej, który przez romans z małolatą zniszczył sobie karierę i życie rodzinne oraz Maureen, samotna matka upośledzonego syna. Każde z nich przyszło tu z zamiarem popełnienia samobójstwa, ale niespodziewana obecność pozostałych sprawia, że odkładają na później decyzję o skoku z dachu. Ta czwórka, mimo, że dzieli ich wszystko (wiek, płeć, wykształcenie, status społeczny, poglądy itd.) nieoczekiwanie tworzy rodzaj grupy wsparcia. Przypadkowo zawiązana przyjaźń pomaga im zmienić siebie i swój stosunek do życia. Nie ma tu łatwego happy endu, problemy bohaterów nie znikają z dnia na dzień w cudowny sposób, ale oni uczą się lepiej sobie z nimi radzić.
Hornby ma dar obserwacji, potrafi opowiadać o zwyczajnym życiu w zajmujący sposób i w niewesołych sytuacjach dostrzec komiczne aspekty. Nie potępia ani nie wyśmiewa swoich bohaterów, ale też się nad nimi nie roztkliwia. Pokazuje ich punkt widzenia i to, jak postrzegani są przez innych (narracja prowadzona jest na przemian przez cztery główne postaci). Dobra powieść, chociaż pomysł z talk show trochę przeszarżowany, jak na mój gust.

18.12.2006

James Herriot: "To nie powinno się zdarzyć"; "Nie budźcie zmęczonego weterynarza"


Kto oglądał przed laty brytyjski serial "Wszystkie zwierzęta małe i duże", ten z pewnością chętnie sięgnie po powieści autobiograficzne Jamesa Herriota, na podstawie których został nakręcony. Cały cykl "składa się z 8 książek: "Jeśli tylko potrafiłyby mówić", "To nie powinno się zdarzyć", Nie budźcie zmęczonego weterynarza", "Weterynarz w zaprzęgu", "Weterynarze mogą latać", "Szał pracy", "Boże stworzenia", "Wszystkie stworzenia". Przyznam, że nie przeczytałam ich wszystkich - jak dotąd udało mi się dostać tylko dwie.
„Wszystkie stworzenia małe i duże” opowiadają o życiu młodego weterynarza, który w latach trzydziestych XX wieku rozpoczyna praktykę w góskiej miejscowości w hrabstwie Yorkshire. Spotyka tam wielu niezwykłych ludzi: swojego szefa Siegfrieda Farnona, jego brata Tristana, drobnych farmerów i wielkich posiadaczy ziemskich, ekscentryczne damy , a także piękną Helen, do której uderzy w konkury. I, oczywiście, swoich pacjentów - zwierzęta, zarówno małe jak i duże. Zaletą książek jest ich autentyzm i żywy, gawędziarski styl narracji. Autor pisze o zdarzeniach, których doświadczył i czyni to z humorem i dystansem. Wydobywa komiczne cechy z opisywanych postaci, ale robi to w sposób ciepły, pełen wyrozumiałości i nawet osoby niesympatyczne traktuje z pewnym pobłażaniem. Nie jest to beztroska sielanka, nie brak tu historii smutnych i nie wszystkie kończą się happy endem. Mimo to książki dostarczają przyjemnej lektury. Polecam wszystkim miłośnikom zwierząt, a także tym, którym się przejadły krwawe horrory i thrillery i chcieliby dla odmiany przeczytać coś pogodnego i sympatycznego.

14.12.2006

Arturo Perez-Reverte: "Królowa Południa"


Historia niezwykłej kariery pewnej Meksykanki z prowincji. Tytułowa bohaterka, Teresa Mendoza, była dziewczyną pilota awionetki przewożącej narkotyki z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Po jego tragicznej śmierci, zdołała uciec przed ścigającymi ją mordercami do Hiszpanii, gdzie w ciągu kilkunastu lat zbudowała własne imperium. Stała się największym organizatorem przemytu narkotyków na Morzu Śródziemnym, kobietą bardzo bogatą i wpływową. Ale, jak wiadomo, pieniądze szczęścia nie dają, a sukcesy zawodowe nie zawsze idą w parze z udanym życiem osobistym. Teresa stale musi mieć się na baczności, czyhają na nią skrytobójcy, nie może nikomu w pełni zaufać. Przechodzi podobną przemianę jak Michael Corleone z "Ojca chrzestnego": staje się zimna, podejrzliwa i bezwzględna.
Perez-Reverte przez długie lata pracował jako dziennikarz i korespondent wojenny, i to się daje zauważyć w tej powieści, solidnie osadzonej w realiach. Czyta się ją dobrze, chociaż chwilami popada w tony melodramatyczne. Taka brutalna wersja bajki o Kopciuszku z odniesieniami do "Hrabiego Monte Christo".

13.12.2006

Jean-Claude Izzo: "Szurmo"


Druga część trylogii marsylskiej Izzo. Fabio Montale odszedł z policji, ale podejmuje się prywatnego śledztwa. Kuzynka Żelu prosi go o pomoc w odnalezieniu syna. Chłopak uciekł z domu, by w tajemnicy spotkać się z dziewczyną, której nie aprobowali rodzice, i zniknął bez śladu. Ukochana Guitou jest Arabką, toteż Montale prowadząc dochodzenie przemierza imigranckie osiedla, będące terenem działania mafii, handlarzy narkotyków, młodzieżowych gangów i islamskich fundamentalistów. Przy okazji niespodziewanie odkrywa mroczne sekrety swoich bliskich. Książka, ukazując życie imigrantów i ich frustracje, pomaga zrozumieć podłoże niedawnych rozruchów we Francji. A kryminalna intryga nic na tym nie traci. Pozostaje czekać na trzecią część, oby nie za długo.

7.12.2006

Jean-Claude Izzo: "Total Cheops"


Pod tym odlotowym tytułem kryje się powieść z gatunku czarnego kryminału. Główny bohater, inspektor Fabio Montale, współczesna francuska wersja Philipa Marlowe'a, prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci dwóch swoich przyjaciół z młodości. Ich drogi dawno się rozeszły: on został policjantem, Manu i Ugo - przestępcami. Pierwszy został zabity w niewyjaśnionych okolicznościach, drugiego zastrzeliła policja, gdy próbował pomścić przyjaciela. Wkrótce potem ofiarą brutalnego morderstwa pada młoda Arabka, znajoma Fabia. Na pozór nic tych zbrodni nie łączy, ale czy na pewno?
Powieść zawiera sugestywny obraz Marsylii: miasta wieloetnicznego, pełnego kontrastów - eleganckich dzielnic i ponurych blokowisk zamieszkałych przez imigrantów. Oprócz zagadki kryminalnej są tu refleksje na temat rasizmu, bezrobocia, marginalizacji i przemocy. Klimat jest mroczny, nostalgiczny, a konkluzje pesymistyczne. Dobrze się czyta i daje do myślenia.

6.12.2006

"Światy braci Strugackich. Czas uczniów". Antologia pod redakcją Andrieja Czertkowa


Zbiór opowiadań rosyjskich pisarzy SF zainspirowanych twórczością Arkadija i Borysa Strugackich: Siergieja Łukianienki, Anta Skalandisa, Leonida Kudriawcewa, Nikołaja Romanieckiego, Wiaczesława Rybakowa, Andrieja Łazarczuka, Michaiła Uspienskiego i Wadima Kazakowa.
Poziom poszczególnych utworów jest nierówny. Zdecydowanie najlepsze jest "Smocze mleko" Uspienskiego (zaskakująca kontynuacja „Przyjaciela z piekła”). Podobał mi się też tekst Rybakowa nawiązujący do "Miliarda lat przed końcem świata". Pozostałe czytałam z mieszanymi uczuciami albo wręcz z irytacją i znudzeniem.

5.12.2006

Trinny Woodall, Susannah Constantine: "Jak się nie ubierać"


Poradnik w formie albumu autorstwa prezenterek programu BBC, którego powtórki można oglądać w TVN Style. Trinny i Susannah doradzają, jakie fasony ubrań są najkorzystniejsze dla różnych typów sylwetki, a jakich unikać. Na własnym przykładzie pokazują, jak niewłaściwy ubiór eksponuje mankamenty figury, a odpowiednio dobrany pomaga je zamaskować. Książka do przeczytania, obejrzenia, przemyślenia i zastosowania; dla każdej kobiety bez względu na wiek, styl życia i aktualnie panujące trendy. Podoba mi się jej zwięzła forma i nazywanie rzeczy po imieniu: gruby tyłek, fałdy tłuszczu, a nie jakieś "zaokrąglone kształty" i "puszyste panie". (Puszysty to może być kotek albo sweter z angory, a nie babsko, które łatwiej przeskoczyć niż obejść). A także odwaga autorek, które nie zawahały się ujawnić własnych niedostatków urody, aby wykazać, że każdy/a może wyglądać lepiej, jeśli się zastosuje do kilku prostych wskazówek.

4.12.2006

Joanna Chmielewska: "Autobiografia. Stare próchno"


To już szósty (!) tom autobiografii Chmielewskiej, zdaniem niektórych czytelników, jej najlepszej książki. Nie czytałam poprzednich części, ale ta jest zdecydowanie kiepska. Autorka twierdzi, że napisała ją, aby hurtem odpowiedzieć na wszystkie pytania dziennikarzy i czytelników, i tym sposobem uniknąć powtarzających się indagacji. Ale trudno mi uwierzyć, żeby nawet najzagorzalsi wielbiciele jej twórczości byli aż tak dociekliwi i domagali się szczegółowych relacji z każdego jej kroku. Chmielewska opisuje z detalami wszystkie swoje poczynania, najbłahsze epizody z życia codziennego. Co gorsze, robi to chaotycznie, rozwlekle, plącze się w dygresjach, wraca do przerwanych wątków, znów się gubi i tak dalej ... przez 270 stron. Istny strumień (nie)świadomości. Podejrzewam, że gdyby chodziło o debiutanta lub mniej poczytnego autora, każde wydawnictwo odrzuciłoby podobny tekst. Stanowczo przydałyby się redakcyjne poprawki.

3.12.2006

Janusz Leon Wiśniewski: "Samotność w sieci. Tryptyk"



Kolejny bestseller, tym razem w skali lokalnej (ale zdaje się, że już przetłumaczony na języki obce, więc kto wie...). Na stronie www.play.pl w dziale "Książki" przeczytałam:
S@motność w Sieci - powieść tak współczesna, że bardziej nie można: z Internetem, pagerem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia miłosna. Powieść o miłości w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o której się marzy, takiej, aby "się popłakać i aby dech zaparło".

No, z tym się mogę zgodzić. Najlepszy u Wiśniewskiego jest sam pomysł powieści o romansie wirtualnym, bardzo na czasie i, o ile wiem, wcześniej przez nikogo w Polsce nie wykorzystany. A zapotrzebowanie na melodramat wśród licznych czytelników (czytelniczek) nie słabnie. Ale dalej recenzent pisze:
Wiśniewski analitycznie i urzekająco zarazem relacjonuje tę miłość, wprowadzając na przemian nastrój nieomal uroczystej czułości, aby kilka linijek dalej zadziwić odważnym erotyzmem. „S@motność w Sieci” to także hołd składany mądrości i wiedzy. Splecione kunsztownie z wątkiem miłosnym fascynujące historie o molekułach emocji, o tym, kto tak naprawdę odkrył DNA, i o tym, co po śmierci stało się z mózgiem Einsteina.

Co go tak zauroczyło w tej ckliwej, narcystycznej grafomanii i gdzie się dopatrzył kunsztowności - tego nie pojmuję. Jest to nudne, rozwlekłe powieścidło, niemal pozbawione akcji, za to okraszone ciekawostkami ze świata nauki i naukowców. W jakim celu? Chyba, żeby zwiększyć objętość dzieła, a przy okazji popisać się erudycją. No, i pokazać, że bohater jest nie tylko wrażliwy, ale na dodatek mądry i uczony. Tak często się to powtarza w książce, że wielu czytelników uwierzyło. Co do bohaterki, to wiadomo tylko, że jest piękna i nierozumiana przez męża pracoholika i karierowicza. Nie ma nawet imienia, nie wiadomo też, za co jej płacą, jako że w pracy zajmuje się czatowaniem, wysyłaniem prywatnych e-maili i popijaniem wina. (A tyle się słyszy o szpiegowaniu pracowników przez pracodawców!). Odniosłam wrażenie, że te papierowe postacie bytują w jakimś wirtualnym świecie nie mającym nic wspólnego ze współczesną Polską, przynajmniej taką, jaką ja znam. A już w osłupienie wprawiły mnie opinie czytelników w obfitości przytoczone w książce. Te zachwyty, wzruszenia, decyzje rozstania z dotychczasowym partnerem i wyruszenia na poszukiwanie "prawdziwej miłości", czyli takiej, jak w powieści. Ludzie nie przestają mnie zdumiewać...
"Samotność..." też się doczekała ekranizacji. Nie wyobrażam sobie, jak można nakręcić film na podstawie książki, w której akcja jest szczątkowa, romans rozwija się korespondencyjnie, a para głównych bohaterów tylko stuka w klawiaturę. Ale nie jestem na tyle zainteresowana, żeby tracić czas i pieniądze, aby to sprawdzić.

2.12.2006

Dan Brown: "Kod Leonarda da Vinci"


Światowy bestseller, szeroko komentowany i budzący mnóstwo kontrowersji, podobnie jak nakręcony na jego podstawie film. Nie będę się rozpisywać, o czym jest ta powieść, bo z pewnością wszyscy to wiedzą, nawet jeśli jej nie czytali ani nie oglądali filmu. Słyszała o nim nawet moja ciotka dewotka (w radiu Maryja, oczywiście) i przestrzegała mnie przed wyprawą do kina na ten bluźnierczy obraz. Reakcje Kościoła, Opus Dei i innych organizacji katolickich przysporzyły autorowi dodatkowej reklamy, a co za tym idzie, pieniędzy. Krótko mówiąc - arcydzieło marketingu. Ale nie literatury, niestety. Czyta się to nieźle, akcja wciąga, ale bohaterom brak wyrazistej osobowości, dialogi są chwilami drętwe, a niektóre kwestie powtarzane do znudzenia. Pominę teorie Browna (czy raczej przez niego przytaczane) o Chrystusie, Marii Magdalenie i Świętym Graalu, ale zastanawia mnie inna rzecz. Otóż rytuały seksualne w religiach pogańskich wiązały się, wedle mojej wiedzy, z kultem płodności, przekazywaniem życia. Jaki zatem sens ma ceremonialna kopulacja pary staruszków (poza zbulwersowaniem bohaterki i ew. czytelników)? No, i jeszcze daje się zauważyć ten amerykański snobizm podszyty kompleksem niższości na arystokrację i rody królewskie. Podsumowując: niezła literatura popularna, ale przereklamowana.