30.03.2008

Arturo Pérez-Reverte: "Szachownica flamandzka"

Młodej konserwatorce dzieł sztuki powierzono zadanie odrestaurowania obrazu flamandzkiego mistrza z XV wieku, przedstawiającego dwóch mężczyzn grających w szachy oraz kobietę. Podczas pracy Julia odkrywa ukryty pod warstwą farby napis po łacinie, który można przetłumaczyć na dwa sposoby: "Kto zabił rycerza" lub "Kto zbił skoczka". Zaintrygowana, informuje o swoim odkryciu kilkoro przyjaciół. Zwraca się też do swego byłego kochanka - historyka sztuki z prośbą o informacje na temat malarza i sportretowanych przez niego osób. Kluczem do zagadki okazuje się układ figur na namalowanej szachownicy. Wciągnięty do współpracy wybitny szachista rekonstruuje ostatnie posunięcia w grze z obrazu i odkrywa tajemnicę zbrodni popełnionej przed wiekami. Ale wówczas zaczynają ginąć osoby z otoczenia Julii powiązane ze sprawą flamandzkiego malowidła. Tajemniczy morderca podejmuje niedokończoną partię sprzed 500 lat i zbija kolejne figury.
Pérez-Reverte po raz kolejny dowodzi swojej pomysłowości i erudycji. "Szachownica flamandzka" to powieść detektywistyczna, w której dochodzenie prowadzone jest na kilku płaszczyznach; to jak rozwiązywanie łamigłówki wymagające dobrej znajomości sztuki, szachów i psychologii. Ale tym razem autor chyba przekombinował. Fabuła jest nazbyt wymyślna i skomplikowana, za to bohaterowie nie dość przekonujący, aby uwiarygodnić tę historię. Zainteresowały mnie dzieje obrazu i postaci na nim przedstawionych, ale jakoś nie potrafiłam się przejąć niebezpieczeństwem grożącym Julii i jej przyjaciołom.

21.03.2008

Monika Szwaja: "Zapiski stanu poważnego"


Powieść w formie dziennika głównej bohaterki - trzydziestoparoletniej dziennikarki szczecińskiej telewizji. Wika dowiaduje się, że jest w ciąży i ma problem - nie wie, z kim, jako że w rachubę wchodzi dwóch panów. Na szczęście, jeden z nich szybciutko zostaje wyeliminowany jako ewentualny przyszły tatuś, za to na horyzoncie pojawia się trzeci mężczyzna, najlepiej rokujący w roli amanta. Od tej chwili wszystko jest już doskonale przewidywalne aż po obowiązkowy happy end.
Pełny tytuł książki Moniki Szwai brzmi: "Zapiski stanu poważnego. Powieść dla kobiet. Oraz płci pozostałych." I już wiadomo, że to lektura lekka, żadnych psychologicznych komplikacji ani poważnych problemów egzystencjalnych czytelnik tu nie uświadczy. Postaci są nakreślone grubą kreską, a fabuła nie odbiega od schematu właściwego romansom. Najciekawsze są fragmenty ukazujące pracę w telewizji od kuchni.
Przyznam się, że książka nawet mnie wciągnęła, ale po jej zakończeniu nie pozostały mi w głowie żadne refleksje. Utwierdziłam się w przekonaniu, że tzw. literatura kobieca to gatunek nie dla mnie.

18.03.2008

Jeff Lindsay: "Dekalog dobrego Dextera"


Słyszałam wiele pozytywnych opinii o serialu telewizyjnym "Dexter" i ciekawa byłam literackiego pierwowzoru. Niestety, w bibliotece nie znalazłam pierwszej powieści -"Demony dobrego Dextera", a jedynie jej kontynuację - "Dekalog dobrego Dextera". Wolałabym czytać po kolei, ale cóż, tak to już jest z osiedlowymi bibliotekami. I tak dobrze, że jakieś nowości do nich czasami trafiają.
Istnieje mnóstwo książek i filmów o seryjnych mordercach i ścigających ich detektywach. Oryginalnym pomysłem Jeffa Lindsaya jest połączenie tych dwóch typów postaci w jednej osobie. Tytułowy bohater, a zarazem narrator, pracuje w policyjnym laboratorium w Miami, badając ślady krwi pozostawione w miejscach zbrodni. W wolnym czasie rozładowuje swoje krwiożercze skłonności tropiąc i eliminując zwyrodniałych morderców. Dexter jest socjopatą, któremu obce są ludzkie uczucia - sam siebie nazywa "potworem w ludzkiej skórze". Przy najlepszej woli trudno go uznać za postać pozytywną, a mimo to wzbudza sympatię. Człowiek łapie się na tym, że mu kibicuje i usprawiedliwia jego postępowanie. Bowiem Dexter potrafi utrzymać swoje instynkty na wodzy i ściśle przestrzega zasad - zabija tylko morderców, których winy nie ulegają wątpliwości.
Niekonwencjonalny bohater, sensacyjna akcja, duża dawka cynizmu i czarnego humoru - to walory tej książki. Jest w niej sporo brutalności i makabry, która byłaby ciężka do zniesienia, gdyby ją potraktowano realistycznie i na serio. Ale w "Dekalogu dobrego Dextera", podobnie jak w filmach Quentina Tarantino, przemoc ujęta jest niejako w cudzysłów, ukazana z ironicznym przymrużeniem oka.

15.03.2008

Georges Simenon: "Sprawa Saint-Fiacre"

W Święto Zmarłych podczas pierwszej mszy w kościele w Saint-Fiacre zostanie popełniona zbrodnia. Anonim tej treści, skierowany do policji w Moulins, trafia w ręce Maigreta. Komisarza uderza nazwa wioski, w której spędził dzieciństwo - jego ojciec był zarządcą majątku hrabiego de Saint-Fiacre. Przybywa po latach w rodzinne strony i bacznie przypatruje się nielicznym uczestnikom porannego nabożeństwa. Nie dostrzega nic podejrzanego, a jednak po skończonej mszy w kościele pozostają zwłoki... Nic nie wskazuje, że popełniono morderstwo. Ale jeśli śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, bez niczyjego udziału, to jakim cudem ktoś ją przewidział na kilka tygodni wcześniej?
"Sprawa Saint-Fiacre" to solidny kryminał, jak przystało na Simenona. Spośród innych wyróżnia się tym, że choć Maigret prowadzi śledztwo, to nie jemu przypada główna rola w kulminacyjnej scenie zdemaskowania zbrodniarza. A złoczyńca, mimo że dopuścił się odrażającego czynu, nie podlega sankcji prawnej, jedynie osądowi moralnemu. Poza tym w powieści odnajdujemy typowe cechy stylu Simenona, jak choćby zwięzłość. Ten pisarz potrafi w kilku zdaniach scharakteryzować postaci, wydobywając ich najistotniejsze rysy. Nie wdaje się w przydługie "opisy przyrody", a mimo to wiejski pejzaż z zamkiem, kościołem, oberżą stają jak żywe przed oczami.

12.03.2008

James Herriot: "Wszystkie stworzenia"

"Wszystkie stworzenia" to ósmy i niestety, ostatni już tom wspomnień Jamesa Herriota. Jeszcze raz spotykamy tu starych znajomych: braci Siegfrieda i Tristana Farnonów, Granville'a Bennetta, panią Pumphrey i jej pekińczyka Tricki Woo. Pojawiają się też nowe postacie: asystenci Jamesa John Crooks i Calum Buchanan, obaj świetni fachowcy, choć ten drugi to rzadki okaz ekscentryka nawet jak na angielskie warunki. I, oczywiście, wiele rozmaitych zwierząt, a także ludzie i ludziska. Herriot tak jak w poprzednich książkach przeplata epizody śmieszne i smutne, sukcesy i porażki, w jakie obfitowała jego długoletnia praca wiejskiego weterynarza.
Szkoda, że to już koniec cyklu "Wszystkie stworzenia duże i małe". Wydawać by się mogło, że 8 tomów - w sumie około 2000 stron - to aż nadto, a mnie jest żal, że nie będzie dalszego ciągu. Te książki towarzyszyły mi przez ponad rok, przywiązałam się do ich bohaterów, zadomowiłam w Skeldele House, oglądałam Yorkshire oczami Herriota. I podobnie jak tłumacz w posłowiu mogę powiedzieć, że ich autor jest mi bliski, choć go nigdy nie spotkałam. Na pewno kiedyś jeszcze wrócę do wspomnień Herriota, tak jak się powraca do ukochanych lektur z dzieciństwa. Te książki krzepią, sprawiają, że cieplej się robi na sercu.

5.03.2008

Neil Gaiman: "Gwiezdny pył"


Po przeczytaniu "Amerykańskich bogów" poszłam za ciosem i od razu pożyczyłam następną książkę Gaimana. Tym razem z grubsza wiedziałam, czego się spodziewać - wcześniej obejrzałam "Gwiezdny pył" w kinie. Ale jak to zwykle bywa, filmowa adaptacja, chociaż udana, różni się od literackiego pierwowzoru: pewne wątki zostały pominięte, inne rozbudowane lub zmienione, również zakończenie. Niektóre szczegóły zdążyły mi już wylecieć z pamięci i przypomniałam je sobie dopiero podczas lektury.
Bohater powieści, osiemnastoletni Tristran Thorn kocha się w Victorii, najpiękniejszej dziewczynie w wiosce, a być może i w całym imperium brytyjskim. Aby przekonać wybrankę o sile swoich uczuć i zyskać jej przychylność obiecuje jej, ni mniej, ni więcej tylko... gwiazdkę z nieba. Pewnej nocy oboje dostrzegają spadającą gwiazdę i Tristran przyrzeka ukochanej, że ją dla niej zdobędzie. W tym celu musi udać się na drugą stronę muru, który oddziela wiktoriańską Anglię od krainy czarów. Przejścia pilnują strażnicy i tylko raz na 9 lat oba światy spotykają się na wielkim jarmarku. Na dodatek chłopak nie jest jedyną osobą, która pragnie odnaleźć gwiazdę. Poszukuje jej także, dla własnych celów, królowa czarownic.
To całkiem inna powieść niż "Amerykańscy bogowie", bliższa tradycyjnej fantasy. Jej tonacja jest lżejsza, bardziej pogodna, a wykreowany świat nie tonie w szarości, tylko mieni się kolorami. Co wcale nie znaczy, że jest sielankowy. "Gwiezdny pył" to rodzaj baśni, a w tym gatunku nie brak okrucieństwa i szwarccharakterów. Oprócz złych czarownic tę rolę odgrywają synowie Władcy Cytadeli Burz bezpardonowo walczący o sukcesję. Gaiman pomysłowo i dowcipnie przerabia znane skądinąd motywy i w efekcie tworzy interesującą powieść.