28.10.2008

Andrzej Ziemiański: "Zapach szkła"

Zbiór opowiadań Andrzeja Ziemiańskiego - najlepszych w jego dorobku (jak twierdzą znawcy przedmiotu) i obsypanych nagrodami (m.in. Zajdel w 2001 i 2003 r.) Na tom złożyło się siedem tekstów: tytułowy "Zapach szkła", "Bomba Heisenberga", "Legenda", "Waniliowe plantacje Wrocławia", "Czasy, które nadejdą", "Lodowa opowieść" i "Autobahn nach Poznań".
Autor okazuje się lokalnym patriotą - akcję większości opowiadań umieścił w rodzinnym Wrocławiu i okolicach. To miasto ma ostatnio szczęście do pisarzy: Krajewski opisuje przedwojenny, niemiecki Breslau, zaś u Ziemiańskiego znajdujemy różne wizje Wrocławia. Jest tu Wrocław współczesny i Wrocław przyszłości, Wrocław alternatywny, pradawny i podziemny. Miasto niezwykłe, magiczne, skrywające w swych murach wiele tajemnic.
W opowiadaniach często wykorzystywany jest motyw alternatywnej rzeczywistości, światów równoległych. Jawa miesza się ze snem, przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Trudno odróżnić prawdę od mistyfikacji. Pod pozorami normalności kryją się mroczne sekrety, o których wiedzą tylko nieliczni wtajemniczeni. Schematy niby znane - coś z Dicka, coś z "Matrixa" - ale Ziemiański przerabia je po swojemu, a pomysłowości mu nie brakuje. Niesamowita jest wizja świata pozbawionego elektryczności i zaludnionego mutantami albo Polski jako supermocarstwa, sprzymierzonej z państwami Osi i zachowującej relikty rzeczpospolitej szlacheckiej. (Obce są mi imperialistyczne ciągotki, za to gorąco popieram zastąpienie Pepsi czy innego Sprite'a kwasem chlebowym ;) ).
Pisarz ma wyraźnie upodobania militarne: w opowiadaniach dużo uwagi poświęca działaniom wojennym i rozmaitym rodzajom broni, jego bohaterami są przeważnie żołnierze i policjanci, w każdym razie twardziele. Również język i dowcipy nierzadko zalatują koszarami, ale jest tu też sporo dobrego humoru słownego i sytuacyjnego.
Niewątpliwie mocną stroną Ziemiańskiego jest wyobraźnia oraz umiejętność tworzenia interesującej fabuły i dynamicznej, pełnej zaskakujących zwrotów akcji. Pisarz lepiej się sprawdza w krótkich formach - w 3-tomowej "Achai" nie zdołał utrzymać wyrównanego, dobrego poziomu, a niektóre pomysły po prostu zmarnował. W opowiadaniach tego uniknął, choć niektóre zakończenia nie w pełni mnie usatysfakcjonowały. Ale ogólnie rzecz biorąc "Zapach szkła" to dobra rozrywka, którą się błyskawicznie pochłania.

15.10.2008

I.J. Parker: "Smoczy zwój"

A to książka, która bardzo przypadła mi do gustu: thriller historyczny z akcją rozgrywającą się w jedenastowiecznej Japonii.
Głównym bohaterem jest dwudziestoparoletni zubożały szlachcic Sugawara Akitada. Zatrudniony w Ministerstwie Sprawiedliwości na dość podrzędnym stanowisku dostaje pierwszą oficjalną misję, która przesądzi o jego karierze. Z prowincji Kazusa od pewnego czasu nie napływają podatki. Akitada wyrusza w podróż ze stolicy, aby na miejscu zbadać sprawę znikających bez wieści konwojów. Fakt, że przez trzy lata nie podjęto żadnych działań, a do przeprowadzenia śledztwa wyznaczono niskiego rangą urzędnika, źle wróży temu przedsięwzięciu. Najwidoczniej cesarskim dygnitarzom nie zależy na odkryciu prawdy. Bystry młodzieniec utwierdza się w tym przekonaniu, gdy były gubernator prowincji, z którym miał zaplanowane spotkanie, zostaje zamordowany.
"Smoczy zwój" zgrabnie łączy kryminalną zagadkę z przygodą, polityczną intrygą i wątkiem miłosnym. Postaci są żywe i prezentują przekrój przez wszystkie warstwy społeczeństwa średniowiecznej Japonii. Powieści dodaje uroku egzotyczna, barwna sceneria i dobrze oddane realia historyczne. Akcja toczy się wartko, ale nie pędzi na złamanie karku - jest tu też miejsce na liryczny nastrój i chwilę zadumy. Autorka uniknęła płycizny i zgranych schematów w rodzaju nadzwyczajnych zbiegów okoliczności, nieprawdopodobnych zwrotów akcji czy happy endu rodem z Hollywood. Jej bohater zamiast triumfu zazna goryczy, przekroczy "smugę cienia", dojrzeje.
Nazwisko I.J. Parker było mi wcześniej nieznane, dopiero z jej strony internetowej dowiedziałam się, że napisała całą serię powieści i opowiadań, których bohaterem jest Sugawara Akitada. "Smoczy zwój" jest pierwszą z nich i jedyną, która jak dotąd ukazała się w Polsce. Mam nadzieję, że doczekam się wydania następnych.

8.10.2008

Rafael Ábalos: "Grimpow. Sekret ośmiu mędrców"

Kolejna nietrafiona lektura. A liczyłam na przyjemną, eskapistyczną rozrywkę, która umili jesienne wieczory... Zachęciła mnie notka na okładce:
Pewnego zimowego dnia 1313 roku młodzieniec zwany Grimpow znajduje trupa mężczyzny w zaśnieżonych górach Ullpensu. Przerażony ponurym znaleziskiem odkrywa, że zmarły rycerz był posłańcem niosącym tajemniczy list i dziwny kamień. Przedmioty te całkowicie zmienią jego życie i skierują go ku nowemu przeznaczeniu.

To akurat odpowiada prawdzie. Ale ten, kto napisał, że "Grimpow" to "hiszpańskie Imię Róży", zapewne nie czytał żadnej z tych książek. Powieść Rafaela Ábalosa tyle ma tylko wspólnego z dziełem Umberto Eco, że akcja rozgrywa się w XIV wieku, po części w górskim opactwie, do którego przybywa złowrogi inkwizytor. Mnie "Grimpow" kojarzy się raczej z "Alchemikiem" Coelho i "Kodem Leonarda da Vinci" Browna, przy czym jest od nich słabszy, a to już kiepska rekomendacja.
Autor nagromadził atrakcji bez liku: templariusze, alchemicy i kamień filozoficzny, zaszyfrowane pisma i tajemnicze mapy, sekretne przejścia i śmiertelne pułapki, gotyckie katedry i zamki obronne, turnieje rycerskie i groźni zbóje. Tyle, że wszystko to jakieś drętwe i strasznie naiwne. Postaci szeleszczą papierem i ani przez chwilę nie mogłam uwierzyć w stworzony przez Ábalosa świat. Powieść jest ciągiem łamigłówek przeplatanych pseudomądrościami powtarzanymi do znudzenia przez niemal 500 stron. Odradzam, szkoda czasu. Chyba, że ktoś szuka nieuzależniającego środka nasennego.

2.10.2008

Jonathan Carroll: "Kraina chichów"

Tomasz Abbey jest synem nieżyjącego już gwiazdora filmowego. Dzięki spadkowi po ojcu mógłby wieść wygodne, próżniacze życie, ale wybrał pracę nauczyciela w średniej szkole z internatem. Pewnego dnia ma już jednak dość belferki i bierze długi urlop. Postanawia spełnić swoje marzenie: napisać biografię Marshalla France'a, autora uwielbianych przez niego książek dla dzieci. Przypadkowo poznana dziewczyna, Saxony Gardner, również zagorzała wielbicielka pisarza, utwierdza go w tym zamiarze i oferuje się z pomocą w zbieraniu materiałów. Wyjeżdzają do miasteczka Galen, gdzie France spędził większą część życia. Poznają jego córkę i zostają bardzo życzliwie przyjęci przez lokalną społeczność. Ale z czasem zauważają, że w miasteczku dzieją się dziwne rzeczy. Sielankowa atmosfera niepostrzeżenie przeradza się w koszmar...
Z dość obfitej twórczości Jonathana Carrolla czytałam przed laty powieść "Poza ciszą" i zbiór opowiadań "Cylinder Heidelberga". Wrażenia miałam mieszane, ale raczej odległe od zachwytu. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę i przeczytać jego pierwszą, najgłośniejszą książkę "Kraina chichów", która zebrała mnóstwo pochwał od czytelników i recenzentów. Ale nie udzielił mi się ich entuzjazm. Już pierwsze strony wywołały u mnie uczucie déjà vu - zawiązanie akcji, para głównych bohaterów i relacje między nimi do złudzenia przypominają "Poza ciszą". W miarę posuwania się naprzód ogarniało mnie coraz większe zniechęcenie. Sama nie wiem, czym to tłumaczyć, bo poszczególne zdania i akapity brzmią nieźle i pod niektórymi stwierdzeniami Carrolla mogłabym się podpisać, np.:
Czytanie książek jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem. A jeśli książka jest marna, przypomina przeprawę przez Secaucks w New Jersey: cała okolica cuchnie i człowiek żałuje, że w nią w ogóle zabrnął, ale skoro już tak się stało, zamyka okna i oddycha ustami, żeby jakoś dotrzeć do końca.

Niestety, świat przez niego wykreowany mnie nie oczarował, wydał mi się wręcz odstręczający, a postaci nie wzbudziły we mnie ani sympatii, ani zainteresowania. Dość szybko zorientowałam się, do czego zmierza cała ta historia i jakie będzie zakończenie. Tylko raz dałam się zaskoczyć biegiem wypadków. Przewracałam kolejne kartki i nie mogłam się doczekać, kiedy to się wreszcie skończy. Bo, podobnie jak Tomasz:
Nawet jezeli mam do czynienia z najgorszą szmirą, kiedy już raz zacznę czytać, tkwię na haczyku, aż dobrnę do końca.

Nie twierdzę, że "Kraina chichów" jest szmirą. Po prostu pisarstwo Carrolla do mnie nie przemawia. Może to kwestia odmiennej osobowości i wrażliwości, nadawania na różnych falach. Nie lubię się zarzekać, ale po następne jego książki już nie sięgnę.