29.10.2011

Andrzej Ziemiański - "Miecz orientu"

Tytuł mnie zmylił - nie tego się spodziewałam. Oczekiwałam fantasy w egzotycznej, blisko- lub dalekowschodniej scenerii, a tu nic z tych rzeczy. Akcja rozgrywa się pod koniec drugiej wojny światowej i/albo tuż po jej zakończeniu. Marek Brener ucieka z obozu jenieckiego, kryje się w litewskich lasach, po czym trafia do kolejnego obozu. Tylko że ten jest jakiś dziwny - przypomina raczej dom wariatów niż łagier. Bohater próbuje się rozeznać w sytuacji, zasięgnąć języka u współwięźniów, ale ciężko mu się z nimi dogadać. Są milkliwi, na pytania odpowiadają wymijająco bądź obsesyjnie drążą swoje ulubione tematy.

Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron miałam już jasność, o co w tym chodzi  (w przeciwieństwie do zdezorientowanego Brenera, którego wysiłki przy dochodzeniu do prawdy wypełniają niemal całą powieść) i odechciało mi się dalej czytać. Znużyły mnie nocne eskapady bohatera i dziwaczne postacie w surrealistycznej scenerii prowadzące dialogi na cztery nogi. Resztę przekartkowałam, żeby się upewnić, że moje wnioski były słuszne. I zobaczyć, jak Andrzej Ziemiański zakończył tę rozwleczoną na ponad 300 stron metaforę Polski i Polaków. "Miecz orientu" mogę polecić tylko bardzo wytrwałym czytelnikom, którym jeszcze się ta tematyka nie przejadła.

6.10.2011

Enrique Moriel - "Miasto poza czasem"

Na okładce napisano, że Enrique Moriel w niezwykły sposób opowiada historię Barcelony od średniowiecza po współczesność (albo jakoś podobnie) i to mnie skusiło. Rzeczywiście, autor dużo miejsca poświęca dziejom miasta. Pisze o tym, jak rozrastało się poza mury obronne i nawarstwiało, gdy nowe budowle wznoszono na fundamentach starych domów i wyburzano całe kwartały, by zrobić miejsce dla dzielnicy Eixample, a później obiektów olimpijskich. Opisuje oblężenie i ostrzał artyleryjski podczas wojen napoleońskich, strajki i walki uliczne w czasie drugiej republiki i wojny domowej. Fragmenty odnoszące się do wydarzeń historycznych okazały się najciekawsze i uważam je za największy - wręcz jedyny - walor "Miasta poza czasem" . Bo fabuła, która się kupy nie trzyma, nie jest nim na pewno. Składają się na nią dwa wątki. W pierwszym pewien adwokat próbuje wyjaśnić zagadkową śmierć swojego klienta - milionera, w czym pomaga mu asystentka - piękna, wykształcona, w dodatku wysportowana (ale te jej zalety nie znajdują zastosowania w toku akcji). W drugim tajemniczy osobnik snuje opowieść o swoim życiu, od narodzin w średniowiecznym burdelu po dzień dzisiejszy - albowiem nie jest to zwykły śmiertelnik, tylko wampir czy też inny diabelski pomiot. Oba wątki początkowo biegną równolegle, potem się splatają, ale nic sensownego z tego nie wynika. Zakończenie też trudno uznać za satysfakcjonujące. Są tu jeszcze rozważania o walce Dobra ze Złem i Boga z Szatanem (zdaniem narratora wygranej przez tego drugiego). W sumie: chała.

28.09.2011

Paullina Simons - "Droga do raju"

Shelby mieszka w małym miasteczku na wschodnim wybrzeżu. Właśnie skończyła szkołę średnią i przed podjęciem studiów postanawia wyruszyć samochodem do Kalifornii, aby odszukać matkę, która ją przed laty porzuciła. Przyłącza się do niej szkolna koleżanka Gina. Musi koniecznie spotkać się z chłopakiem, który przeprowadził się z rodzicami na zachód. Ta eskapada przez cały kraj stanie się punktem zwrotnym w życiu bohaterek.
Od samego początku podróż nie przebiega tak, jak sobie Shelby zaplanowała, a to z winy koleżanki i jej rodziny. Ale prawdziwe kłopoty zaczną się z chwilą zabrania autostopowiczki - dziwnej dziewczyny, którą ściga jakiś typ spod ciemnej gwiazdy.
Wahałam się przed pożyczeniem tej książki, jako że problemy amerykańskich nastolatków niespecjalnie mnie interesują. I rzeczywiście, wiele razy się zżymałam na beztroską głupotę tych panienek. Mimo to "Droga do raju" mnie wciągnęła i udzielił mi się jej niepokojący nastrój. I choć Paullina Simons trochę przesadziła z dramaturgią wydarzeń, to udało jej się stworzyć postacie różniące się charakterami i opisać zmienne relacje między nimi. A także pokazać kawałek amerykańskiej prowincji: przydrożne bary i motele, samotne farmy, osiedla przyczep samochodowych, kasyna gry i wielkie, bezludne przestrzenie.

21.09.2011

Michael Robotham - "Podejrzany"

Psycholog Joseph O'Loughlin ma solidną pozycję zawodową, dom w Londynie, żonę i małą córeczkę. I nagle to szczęśliwe życie zaczyna mu się walić w gruzy. Lekarze diagnozują u niego początki choroby Parkinsona, której objawy będą się z czasem nasilać i utrudniać albo wręcz uniemożliwiać normalne funkcjonowanie. A to dopiero początek jego problemów.
Policja odnajduje zwłoki młodej kobiety i zwraca się do niego o pomoc w identyfikacji ofiary i ustaleniu profilu psychologicznego sprawcy. Joe rozpoznaje w dziewczynie dawną znajomą, która przed laty przysporzyła mu kłopotów. Przypuszcza, że jego niezrównoważony pacjent może mieć coś wspólnego z tą zbrodnią. Tymczasem sam staje się głównym podejrzanym.
"Podejrzany" to pierwsza powieść Australijczyka Michaela Robothama, oryginalna i zaskakująca. Dobrze skonstruowana. W miarę rozwoju fabuły na pozór nieistotne szczegóły nabierają znaczenia, a akcja przyspiesza. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, co tu jest grane. I kto z kim pogrywa: pacjent z terapeutą czy psycholog z policjantem? A może autor z czytelnikiem?
Jeden z lepszych thrillerów, jakie ostatnio przeczytałam.

13.09.2011

Marcia Willett - "Letni domek"

Matt miał kilka lat, gdy stracił ojca, a matka pogrążyła się w depresji, z której nigdy nie zdołała się otrząsnąć. Przeżycia z dzieciństwa odcisnęły się na jego psychice. Dręczący go niepokój i senne koszmary stały się inspiracją dla twórczości literackiej. Jego powieść trafiła na listy bestsellerów, ale po błyskotliwym debiucie stracił wenę i daremnie szuka pomysłu na następną książkę. Życie prywatne też mu się nie układa - w przeciwieństwie do młodszej siostry Imogen, która wyszła za mąż i ma małą córeczkę, on nie potrafi się zaangażować w trwały związek.
Po śmierci matki, przeglądając jej rzeczy, Matt natrafia na plik fotografii w szkatułce z pamiątkami. Rozpoznaje na nich siebie z dzieciństwa, ale nie przypomina sobie szczegółów, jak choćby ubrań, w których go sfotografowano. I, co zastanawiające, na żadnym zdjęciu nie ma Imogen.
Tytułowy "Letni domek" należy do przyjaciela rodziny, emerytowanego oficera. Rodzeństwo spędzało tam wakacje i z nim wiążą się ich najmilsze wspomnienia. I tam właśnie Matt odkryje tajemnicę, którą skrywała przed nimi matka, co pomoże mu lepiej zrozumieć ją i samego siebie.
W notce od wydawcy czytam, że Marcia Willett to brytyjska pisarka, w Polsce do tej pory nie publikowana, choć jej książki cieszą się popularnością na całym świecie. Osobiście nie przepadam za literaturą kobiecą i "Letni domek" mnie nie zachwycił. Ale jeśli lubicie czytać o rozmaitych związkach uczuciowych - miłości, przyjaźni, pokrewieństwa - i odkrywanych po latach rodzinnych sekretach- to coś dla Was.

11.06.2011

Marcin Wroński - "A na imię jej będzie Aniela"

Trzeci tom z cyklu kryminałów retro Marcina Wrońskiego, których akcja toczy się w Lublinie - rodzinnym mieście autora. Główny bohater - komisarz Zygmunt Maciejewski - jest wteranem wojny z bolszewikami, wdowcem, byłym bokserem. Mieszka w dość nędznych warunkach na peryferiach miasta i nie wylewa za kołnierz. Po raz pierwszy spotykamy go w 1930 roku, kiedy prowadzi śledztwo w aprawie dwóch zabójstw: redaktora naczelnego opozycyjnej, endeckiej gazety oraz cenzora ("Morderstwo pod cenzurą"). Wydarzenia opisane w "Kinie Wenus"  mają miejsce rok później. Maciejewski właśnie wbrew swym chęciom awansował na kierownika komisariatu w dzielnicy zamieszkanej głównie przez żydowską biedotę. Zwierzchność oczekuje, że bęzie pilnował porządku i miał oko na komunistycznych wichrzycieli. On tymczasem wpada na trop szajki handlarzy żywym towarem, którzy zmuszają do prostytucji ubogie dziewczęta, zwabione obietnicą pracy lub małżeńśtwa.
Akcja powieści "A na imię jej będzie Aniela" rozpoczyna się we wrześniu 1938 od zamordowania na tle seksualnym młodej służącej. Dochodzenie nie prowadzi, niestety, do wykrycia sprawcy. Dokładnie rok później, gdy na Lublin spadają niemieckie bomby, a władze pośpiesznie się ewakuują, Maciejewski znajduje kolejną ofiarę tego samego zbrodniarza. Schwytanie mordercy staje się jego obsesją. Aby kontynuować śledztwo wstępuje do niemieckiej policji kryminalnej. Jednocześnie nawiążuje współpracę z wywiadem AK. Z obu tych powodów po wojnie dosięgną go represje ze strony NKWD.
W tle tej kryminalnej historii mamy okupacyjną codzienność miasta - z gettem i pobliskim obozem na Majdanku. Jedni cierpią i umierają, inni nabijają sobie kabzę albo dają upust sadystycznym skłonnościom w poczuciu bezkarności.
Książki o komisarzu Maciejewskim natychmiast nasuwają porównania z cyklem o Breslau. Podobieńśtwo jest szczególnie widoczne w tej właśnie powieści, choćby w sposobie prowadzenia narracji z przeskokami w czasie od wydarzeń późniejszych do wcześniejszych. Ale nie tylko o to chodzi. Dotychczas Wroński stał mocno na ziemi, bez wycieczek w rejony metafizyczno-ezoteryczne, tak charakterystyczne dla Krajewskiego. Pobudki działania przestępców były czysto pragmatyczne. Tutaj mamy do czynienia z seryjnym mordercą, a ci, jak wiadomo, w wyborze ofiar i modus operandi kierują się sobie tylko znanymi, chorymi motywami. Pojawia się też postać jasnowidzącej Żydówki. No, i makabry jest znacznie więcej.
Moim zdaniem Wroński pisze nie gorzej od wrocławianina, wydaje mi się nawet, że ma lżejsze pióro. Chociaż wolałam jego dwie poprzednie książki, to i ta podobała mi się bardziej od ostatnich lwowskich powieści Krajewskiego.

26.05.2011

„Poetyckie kryminały”

„Poetyckie kryminały” - tak zatytułowano spotkanie autorskie, na które wybrałam się do osiedlowej biblioteki. Tematem były związki między poezja i powieścią kryminalną. Pisarz Marcin Wroński opowiadał o poetach, którzy wzięli się za pisanie kryminałów i wierszach, w których pojawia się motyw zbrodni. Oczywiście, najwięcej czasu poświęcił wątkom poetyckim w swoim cyklu o komisarzu Maciejewskim. Tu się przyznam, że od razu rozpoznałam Józefa Czechowicza w redaktorze Trąbiczu, ale nie miałam pojęcia, że pierwowzorem postaci komunisty Zarzyckiego był mniej znany poeta Józef Łobodowski.

18.04.2011

Faye Kellerman - "Uliczne marzenia"

Lubię thrillery psychologiczne Jonathana Kellermana, ale nie znałam dotąd twórczości jego żony. "Uliczne marzenia" to pierwsza jej książka, jaką przeczytałam i na więcej nie mam ochoty.
Początkująca policjantka Cindy Decker podczas patrolu znajduje noworodka w pojemniku na śmieci. Na szczęście dziecko żyje i trafia do szpitala, ona zaś robi wszystko, by odszukać jego matkę i wyjaśnić, dlaczego je porzuciła. Śledztwo idzie jak po sznurku: żadnych mylnych tropów i ślepych zaułków, same szczęśliwe zbiegi okoliczności, dzięki którym funkcjonariuszka najpierw znajduje dziewczynę, a następnie bandziorów, którzy ją skrzywdzili. Pomaga jej ojciec - policyjny wyga, mamy więc dialogi, w których tak lubują się Amerykanie, a które mnie przyprawiają o ból brzucha: - Kocham cię, tatku. - I ja cię kocham, księżniczko.
Przy okazji ratowania niemowlaka Cindy nawiązuje znajomość z pielęgniarzem, który szczęśliwym trafem też jest Żydem, chociaż czarnoskórym, bo pochodzi z Etiopii. Jest więc i wątek miłosny, mnóstwo migdalenia i prawienia sobie duserów. "Mój mężczyzna" - tak policjantka wypowiada się o ukochanym, bo narracja prowadzona jest na przemian w pierwszej i trzeciej osobie.
Kolejny wątek to prywatne dochodzenie macochy bohaterki, która po latach chce się dowiedzieć, kto zamordował jej babkę w Niemczech w latach 30'. Nie wiedzieć po co doczepiony, chyba dla dodania książce objętości.
Mogę zrozumieć, że Faye Kellerman zapragnęła pójść w ślady męża, ale nie pojmuję dlaczego ktoś zdecydował się jej pisaninę wydać i przetłumaczyć na polski. I jak recenzent może pisać o "perfekcyjnie zbudowanej fabule", skoro nie trzeba znawcy, żeby stwierdzić, że "Uliczne marzenia" to bardzo kiepski kryminał.

22.03.2011

Nancy Farmer - "Morze Trolli"

Akcja powieści toczy się u schyłku VIII wieku. Wikingowie najeżdżają wybrzeża Anglii, niszczą opactwo na Świętej Wyspie i docierają do saskiej wioski. Uprowadzają jedenastoletniego Jacka i jego małą siostrzyczkę Lucy na pokład drakkara. W żegludze do Norwegii nie odstępuje ich kruk nazwany "Mężne Serce".
Jack, który pobierał nauki u starego barda, przekonuje wodza berserkerów Olafa Jednobrewego, że potrafi czarować i układać pieśni. Olaf zatrzymuje chłopca jako skalda, aby opiewał jego czyny. Śliczna Lucy ma być prezentem dla królowej i służyć jej za maskotkę. Chłopak pragnie wyrwać się wraz z siostrą z niewoli i powrócić do domu, ale przedtem czeka go jeszcze jedna wyprawa, pełna przygód i niebezpieczeństw.
"Morze Trolli" to fantasy dla młodzieży, ale może się spodobać i starszym czytelnikom. Nancy Farmer czerpie pełnym garściami z mitologii nordyckiej i Beowulfa. Przemyca też nieco mądrości życiowych, ale robi to dyskretnie, bez natrętnego dydaktyzmu. Bardzo sympatyczna ksiązka, napisana w dobrym stylu.

8.03.2011

Boris Akunin / Grigorij Czchartiszwili - „Historie cmentarne"

I znów książka Borysa Akunina, ale trochę nietypowa, bo połowę tekstów autor opatrzył prawdziwym nazwiskiem i nie jest to fikcja literacka, a sześć ni to esejów, ni reportaży. Traktują one o starych cmentarzach w Moskwie, Londynie, Paryżu, Jokohamie, Nowym Jorku i Jerozolimie. O ich historii, atmosferze, sławnych i niesławnych ludziach którzy na nich spoczywają. Część informacji była mi już znana skądinąd, z innymi spotkałam się po raz pierwszy. Każdemu z tych tekstów towarzyszy opowiadanie związane tematycznie z daną nekropolią i jej "lokatorami" i podpisane pseudonimem literackim. Przeważają opowieści z dreszczykiem, o duchach, upiorach i hienach cmentarnych, ale pojawiają się też wątki kryminalne, obyczajowe, a nawet futurystyczne.
W „Historiach cmentarnych” sporo jest czarnego i przewrotnego humoru. Czytelnik dowie się, na przykład, że choć widmo komunizmu już nie krąży po Europie, to na cmentarzu Highgate nadal grasuje pewien wampir - materialista ;)

23.02.2011

Elisabeth Dored - "Kochałam Tyberiusza"

"Kochałam Tyberiusza" to powieść historyczna, której bohaterką i narratorką jest Julia, jedyna córka cesarza Oktawiana Augusta. Elisabeth Dored podważa dotychczasowe opinie historyków na temat tej postaci i przedstawia odmienną wizję, moim zdaniem bardzo przekonującą.
Według norweskiej pisarki Julię, zesłaną na dożywotnie wygnanie za rozpustę, oszkalowano - podobnie jak ofiary współczesnych reżimów. W jej ujęciu Julia to nie żadna nimfomanka okrywająca hańbą rodzinę cesarską, tylko zwyczajna kobieta, która na swoje nieszczęście miała za ojca Oktawiana, a Liwię za macochę i teściową.
Odebrana w dzieciństwie matce (z którą cezar rozwiódł się tuż po urodzeniu córki), trzykrotnie wydawana za mąż zgodnie z interesami politycznymi ojca, w końcu skazana na wygnanie i zapomnienie, zaznała wiele goryczy, w tym śmierć dwóch mężów i dzieci.
Liwia w powieści Dored jest równie przerażająca jak u Gravesa, za to zmienił się obraz Oktawiana Augusta, zwykle przedstawianego w pozytywnym świetle. To człowiek zimny i wyrachowany, bez skrupułów usuwa z drogi wszystkich, którzy mogli zagrozić jego władzy.
Książka ciekawa, dobrze napisana, stylem przypomina trochę powieści Miki Waltariego.

20.02.2011

Henning Mankell - "Niespokojny człowiek"

"Niespokojny człowiek" to książka, która ostatecznie zamyka cykl kryminałów o Kurcie Wallanderze.

Komisarz przeprowadza się z Ystad do podmiejskiego domu nad morzem i kupuje psa, o czym od dawna marzył. Zostaje dziadkiem. Starzeje się i podupada na zdrowiu. Zaczyna myśleć o emeryturze i przekazaniu pałeczki córce, która poszła w jego ślady i też jest policjantką. Ale zanim to nastąpi poprowadzi jeszcze śledztwo w sprawie teścia Lindy, który wyszedł z domu i zaginął bez wieści.

Hakan von Enke, emerytowany oficer marynarki wojennej, niedługo przed swym zniknięciem opowiedział mu o zdarzeniu sprzed 20 lat. Na szwedzkich wodach terytorialnych zauważono wówczas niezidentyfikowaną łódź podwodną. Okręty wojenne chciały zmusić obcą jednostkę do wynurzenia, ale niespodziewanie nadszedł rozkaz, by pozwolić jej odpłynąć. Komandorowi ta sprawa nie dawała spokoju, łączył ją z pogłoskami o agencie obcego wywiadu, który miał jakoby przeniknąć do szwedzkich sił zbrojnych. Podobno był już blisko rozwiązania zagadki, gdy przepadł bez śladu.

Opowiedziana przez Mankella historia szpiegowska mnie nie przekonała. Nie napiszę, dlaczego, bo musiałabym za dużo ujawnić. Mimo to "Niespokojny człowiek" podobał mi się, chociaż podziałał przygnębiająco. Dużo się w nim mówi o starości, śmierci, przemijaniu. Wallander przeprowadza życiowy obrachunek, żegna się z ludźmi, z którymi pracował i kobietami, które kochał. A czytelnicy żegnają się z ulubionym bohaterem.

6.02.2011

Marion Zimmer Bradley - "Mgły Avalonu"

Legendy o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu zainspirowały wiele dzieł literackich i filmowych. Twórcy kolejnych wersji interpretowali je po swojemu, inaczej rozkładając akcenty. Ale najczęściej obowiązywał punkt widzenia męski i chrześcijański. Marion Zimmer Bradley opowiedziała je na nowo z perspektywy kobiecej i pogańskiej. Główną bohaterką uczyniła Morgianę, przyrodnią siostrę Artura. Zwykle przedstawiana jako zła czarownica (Morgan le Fay) tu jest znacznie ciekawszą, złożoną postacią. Jako kapłanka Bogini wychowana w Avalonie nie może się pogodzić z ekspansją chrześcijaństwa wypierającego dawne wierzenia. Występuje przeciwko bratu, który całkowicie ulega żonie dewotce i księżom, a przecież to Pani Jeziora zawdzięcza koronę i miecz Excalibur.
Dla Morgiany nowa religia, która gloryfikuje dziewictwo, potępia seks, a kobiety uważa za istoty grzeszne i z gruntu zepsute jest nie do przyjęcia, bo deprecjonuje samo życie i naturę, a więc to, co ona czci. Nie zamierza jednak nikogo odwodzić od jego wiary, sprzeciwia się tylko narzucaniu jej innym. Bo wszyscy Bogowie są jednym Bogiem. (...) I każdy ma swą własną prawdę i własnego Boga w sercu.
Niektórzy katolicy mogą mieć problem z tą powieścią (skoro Harry'ego Pottera oskarżano o satanizm...), ale moim zdaniem nie jest ona antychrześcijańska, co najwyżej antyklerykalna. Księży i neofitów przedstawia jako fanatyków, hipokrytów i nieuków.
"Mgły Avalonu" to sugestywna wizja Brytanii w momencie zmian dziejowych: najazdu Saksonów, tworzenia się nowego społeczeństwa, zanikania dawnych kultów. A zarazem saga rodzinna, przez którą przewija się korowód barwnych postaci. Zawiera w sobie magię i nastrój, który udziela się czytelnikowi.
Nie jest to lektura jednorazowego użytku, którą się natychmiast zapomina. Zaczęłam ją na nowo kartkować tuż po przeczytaniu i pewnie jeszcze do niej wrócę.

PS. Od dawna chodziła za mną ta książka, ale była nie do zdobycia (wyjątkiem Allegro - tam się pojawiała, po zaporowych cenach). Na szczęście po kilkunastu latach zdecydowano się ją wznowić. Co niezwykłe przy dzisiejszych praktykach wydawniczych - za umiarkowaną cenę, w jednym tomie. Przez co książka jest dość nieporęczna w obsłudze: 1350 stron w twardej oprawie, ciężko (dosłownie!) zabrać ją w podróż a nawet czytać do poduszki.