27.02.2007

James Herriot: "Jeśli tylko potrafiłyby mówić"


Po drugim i trzecim przeczytałam wreszcie pierwszy tom z cyklu "Wszystkie stworzenia małe i duże". Herriot wspomina w nim początki swojej pracy w Darrowby, kiedy jako świeżo upieczony absolwent weterynarii został asystentem doktora Siegfrieda Farnona. Opowiada o ciężkiej i pełnej niespodzianek pracy wiejskiego weterynarza, wzywanego w środku nocy do odległych, niemal odciętych od świata górskich farm i dokonującego niekiedy zabiegów grożących śmiercią lub kalectwem. Z humorem i sympatią pisze o swoich pacjentach: narowistych koniach, złośliwych krowach i świniach, uroczych jagniętach, a także psim arystokracie - pekińczyku Tricki Woo, cierpiącym z powodu nadmiaru łakoci serwowanych mu przez kochającą panią. Świetne są też opisy właścicieli zwierząt - mieszkańców miasteczka i okolicznych farmerów - a zwłaszcza nieobliczalnego szefa - Siegfrieda i wojny psychologicznej, jaką toczy ze swoim bratem Tristanem, niespotykanym okazem lesera, i z sekretarką, zasadniczą panną Hartbotlle.
Bardzo przyjemna, krzepiąca lektura. Z żalem odłożyłam przeczytaną książkę; chętnie zostałabym dłużej w świecie Herriota.

20.02.2007

Jean-Claude Izzo: "Solea"


Ostatnia część "trylogii marsylskiej", której bohaterem jest były inspektor policji Fabio Montale.
Zaprzyjaźniona z nim dziennikarka Babette przez lata prowadziła śledztwo dotyczące zorganizowanej przestępczości. Zgromadziła potężne dossier o działalności mafii i jej powiązaniach ze światem polityki i biznesu. Tym samym wydała na siebie wyrok śmierci. Zeby ją dopaść, zabójcy usiłują zmusić do współpracy Fabia, mordując bliskie mu osoby.
Książka ma nastrój elegijny, wręcz ocieka melancholią. Montale po śmierci przyjaciół i rozstaniu z ukochaną kobietą ma poczucie życiowej klęski. W starciu z mafią jest na przegranej pozycji i nie może liczyć na pomoc przeżartej korupcją policji. Izzo ukazuje tu skutki globalizacji, o których niechętnie wspominają jej zwolennicy: marginalizację i wykluczenie jednostek i całych społeczności, wszystkich nieprzystosowanych, dla których nie ma miejsca w tym nowym, wspaniałym świecie. A także globalizację zbrodni - ponadnarodowe organizacje przestępcze, przejmujące kontrolę nad całymi sektorami gospodarki w różnych rejonach świata. Niewesołe refleksje nasuwa lektura tej powieści, choć to kryminał, uznawany za gatunek rozrywkowy i niepoważny...

15.02.2007

Mario Vargas Llosa: "Zeszyty don Rigoberta"


W tytułowych zeszytach don Rigoberto, zamożny limeńczyk, dyrektor towarzystwa ubezpieczeniowego, gromadzi notatki na temat dzieł sztuki, cytaty z książek oraz filipiki wymierzone przeciwko rozmaitym zjawiskom współczesnego życia, które postrzega jako zagrożenia dla wolności jednostki i jej duchowego rozwoju. W obronie indywidualizmu atakuje pornografię, feminizm, patriotyzm, biurokrację, sztukę ludową, sport wyczynowy, kulturę masową, religie i wszelkie przejawy stadnego myślenia i działania. Prowadzone latami zapiski pomagają mu ukoić tęsknotę za żoną, z którą uprawiał wyrafinowane gry erotyczne, a rozstał się z powodu syna Fonsita. Szczegółów tej afery nie poznajemy, wygląda na to, że dona Lukrecja uwiodła małoletniego pasierba. Ale mogło być na odwrót, jako że stary - maleńki Fonsito o anielskiej twarzyczce tylko sprawia wrażenie niewiniątka. Teraz knuje intrygę, aby doprowadzić do pojednania ojca i macochy.
Prawdę powiedziawszy, nie wiem, o czym jest ta książka i "co autor chciał przez to powiedzieć". (O miłości? O potrzebie fantazji, która pozwala uciec od codziennej rutyny i wykreować własny mikrokosmos? O znaczeniu sztuki dostarczającej pożywki dla wyobraźni i będącej inspiracją dla bohaterów w ich rytuałach?) I czy to jeszcze powieść, czy może inny, "ponowoczesny" gatunek literacki. Osobiście wolę wczesnego Vargasa Llosę, już "Wojnę końca świata" ledwo zmęczyłam, a "Zeszyty..." nie umywają się do "Miasta i psów", "Pantaleona i wizytantek" czy "Ciotki Julii i skryby". Aż się wierzyć nie chce, że napisał je autor rewelacyjnej Rozmowy w "Katedrze"...

7.02.2007

Marek Krajewski: "Widma w mieście Breslau" i pozostałe książki z tego cyklu


Seria powieści kryminalnych, na którą składają się (w kolejności chronologicznej): "Widma w mieście Breslau", "Koniec świata w Breslau", "Śmierć w Breslau" i "Festung Breslau".
Przeczytałam książki Krajewskiego jedną po drugiej i postanowiłam omówić razem, bo choć każda opowiada oddzielną historię, to kolejne tomy nawiązują do wydarzeń opisanych we wcześniejszych częściach cyklu i stanowią pewną całość. Łączy je miejsce akcji - niemiecki Wrocław w latach 1919 - 1945 - i postacie, przede wszystkim główny bohater Eberhard Mock. Nie jest to wzorzec policjanta, ani postać, z którą łatwo się czytelnikowi identyfikować: brutal, cynik, bywalec domów publicznych, nadużywający alkoholu i na dodatek powiązany ze światem przestępczym. A mimo to zaciekle tropiący zbrodniarzy, niekiedy przez długie lata. Postać Mocka, złożona i psychologicznie prawdopodobna, jest jednym z atutów powieści obok wielu obyczajowych szczegółów, dopełniających realistyczny obraz ówczesnego Wrocławia. Klimat tych powieści jest ponury i "brudny", pełno tu ludzkiej nędzy, przede wszystkim moralnej. Zaludniają je rozmaici maniacy, dewianci, męty, narkomani, prostytutki, zdeprawowani arystokraci i nawiedzeni sekciarze.
Zbrodnie, które usiłuje rozwikłać Mock, są makabryczne, a ich motywów trudno dociec. I jeśli mam jakieś zastrzeżenia do twórczości Krajewskiego, to dotyczą one właśnie motywacji morderców i ich metafizycznej
otoczki. Ale i tak to najlepsze polskie kryminały, jakie czytałam.