28.11.2007

Isabel Allende: "Opowieści Ewy Luny"


Nie przypadkiem motto do tej książki Isabel Allende zaczerpnęła z "Baśni z tysiąca i jednej nocy": Ewa Luna to współczesna laynoska Szeherezada, która snuje opowieści dla swojego kochanka. Opowiadane przez nią historie są jak baśnie dla dorosłych, nierzadko okrutne, pełne okropieństw i potworów w ludzkiej skórze. I jak w baśniach, tak i tu dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane, choć niekiedy przychodzi długo czekać i wiele wycierpieć zanim sprawiedliwość zatriumfuje. Przez "Opowieści Ewy Luny" przewija się szereg niezwykłych postaci: kobieta sprzedająca słowa o wielkiej mocy, staruszka, którą już za życia obwołano świętą, ksiądz - lewicowiec, były partyzant, który został dyrektorem szpitala, dziewczynka zadurzona w kochanku swojej matki, sędziwy dyktator, niespełniona śpiewaczka operowa. Napotkamy tu ludzi ze wszystkich warstw społecznych: bogaczy i nędzarzy, damy z towarzystwa i prostytutki, polityków i bandytów, Indian i imigrantów z Europy. Opowiedziane historie obejmują czasy od początków XX wieku po współczesność, a ich scenerią jest cały kontynent od Karaibów po Ziemię Ognistą. Chilijska pisarka opisała w nich wszystkie chyba uczucia, do jakich zdolni są ludzie, ale najważniejszą rolę odgrywa miłość. I nie chodzi tu wyłącznie o miłość między kobietą i mężczyzną, ale również miłość matki do dziecka i - może przede wszystkim - miłość bliźniego, choć to pojęcie, poza kontekstem religijnym, zdaje się wychodzić z użycia.
Wśród 23 opowiadań, które składają się na tę książkę, znajdą się lepsze i gorsze. Niektóre napisane w konwencji realizmu magicznego, jak "Mały Heidelberg" (nieodparcie przywodzący na myśl "Miłość w czasach zarazy" Garcíi Márqueza), inne - po prostu realistyczne, jak to o parze uchodźców politycznych prześladowanych przez koszmary z przeszłości ("Najskrytsza tajemnica"). Na mnie największe wrażenie wywarła historia Indianina z amazońskiej puszczy i możliwość spojrzenia na świat oczami "dzikusa" górującego pod względem moralnym nad eksploatującymi lasy przedstawicielami zachodniej cywilizacji ("Walimai") oraz ostatnie, wstrząsające opowiadanie o klęsce żywiołowej, gdzie akcję ratunkową relacjonują na żywo ekipy telewizyjne dysponujące najnowocześniejszą technką, a brakuje podstawowego sprzętu i leków niezbędnych by pomóc ofiarom kataklizmu ("Z błota powstaliśmy").

21.11.2007

Marek Krajewski: "Dżuma w Breslau"


Po książce dla młodzieży coś z przeciwnego bieguna: "Dżuma w Breslau" to lektura zdecydowanie nie dla dzieci (ani osób nadwrażliwych).
W piątej już powieści z cyklu o Eberhardzie Mocku i niemieckim Wrocławiu (chronologicznie powinna mieć nr 2) autor cofa się do roku 1923. Mock jest nadwachmistrzem w obyczajówce i zostaje wezwany przez radcę kryminalnego na konsultację w sprawie dwóch zamordowanych prostytutek. Nie potrafi ich jednak zidentyfikować. Ponieważ marzy mu się przejście do policji kryminalnej, wszczyna własne śledztwo, które zmuszony jest przerwać, bo sam popada w ciężką opresję. W dużej mierze winić o to może siebie i swoje obyczaje, szczególnie picie na umór.
"Dżuma w Breslau" jest moim zdaniem słabsza od poprzednich powieści Krajewskiego z tego cyklu. Fabuła nadal wciąga, ale niektóre fragmenty są po prostu zbędne, nie popychają akcji naprzód, ani nie wnoszą nic nowego do charakterystyki bohatera. Posłużyły chyba tylko do zwiększenia objętości książki, która sprawia wrażenie pisanej trochę na siłę. Wyczuwa się zmęczenie materiału. A może to mnie zmęczyły opisy seksualnych wyczynów i pijackich ekscesów Mocka. W połączeniu z dużą dawką brutalności i makabry sprawiają wrażenie babrania się w błocie, albo i czymś gorszym.

18.11.2007

Ewa Nowacka: "Ursa z krainy Urartu"


Książka z kategorii, o której jeszcze nie pisałam, bo z racji wieku rzadko zaglądam do literatury młodzieżowej. Skąd więc taki wybór lektury? Otóż jeszcze w podstawówce pasjonowałam się historią starożytną i czytałam wszystko, co znalazłam na ten temat. W tym i powieści historyczne Ewy Nowackiej, które bardzo lubiłam. Do dziś sporo z nich pamiętam: głównych bohaterów, zarys fabuły, pojedyncze sceny i inne szczegóły. Ale w przypadku "Ursy z krainy Urartu" w pamięci pozostał mi tylko tytuł. Więc postanowiłam sobie przypomnieć, o co tam chodziło i przekonać się, jak odbiorę tę książkę po latach.
Tytułowy Ursa jest synem władcy Urartu, kraju podbitego przez Asyrię, przetrzymywanym jako zakładnik na królewskim dworze w Niniwie. W owym czasie kapłani i wróżbici odczytali z gwiazd, że nad wielkim królem Assurbanipalem zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Aby go przed nim uchronić trzeba wybrać zastępcę władcy i jego wydać na pastwę demonów. Wybór pada na Ursę...
Bohaterowie powieści przeżywają wiele przygód: polowanie na lwy na pustyni, dworskie intrygi, uczestnictwo w wyprawie wojennej, wędrówkę przez góry. Jest tu też mowa o przyjaźni i wątek miłosny, a nawet dwa: Ursa kocha z wzajemnością córkę asyryjskiego dostojnika przyrzeczoną synowi innego możnowładcy; ten z kolei darzy uczuciem dziewczynę, której ojcem jest cudoziemski rzemieślnik. Z książki można się co nieco dowiedzieć o starożytnej Asyrii, obyczajach na dworze królewskim i życiu zwykłych ludzi. Całkiem przyjemna lektura dla tzw. młodszej młodzieży. Tej starszej więcej satysfakcji dostarczą inne powieści Nowackiej: "Rok trzech cezarów" i "Heliogabal wnuk Mezy".

16.11.2007

Truman Capote: "Śniadanie u Tiffany'ego". "Harfa traw"


Dwie nowele Trumana Capote'a zawierające wątki autobiograficzne. W "Śniadaniu u Tiffany'ego" narrator wspomina lata 40, gdy jako początkujący pisarz wynajmował mieszkanie na Manhattanie. Pewnej nocy sąsiadka wtargnęła przez okno do jego pokoju. Tak się zaczęła jego znajomość i przyjaźń z Holly Golightly, młodą dziewczyną, która miała za sobą bujną acz nieco mglistą przeszłość. Holly wiecznie baluje i bryluje w towarzystwie znacznie starszych, zamożnych panów. Utrzymuje się z pieniędzy, które od nich wyciąga "na toaletę" albo "na taksówkę" oraz honorariów, jakie dostaje za cotygodniowe wizyty w więzieniu u pewnego gangstera i przekazywane jego wspólnikowi "komunikaty o pogodzie". Można by rzec, że to zwykła puszczalska i naciągaczka, ale to nie cała prawda o Holly. Bohaterka Capote'a jako dziecko uciekła z domu i nadal ucieka, przed czym - pozostaje w sferze domysłów. Jest jak kot, którego przygarnęła: na pozór sprytna i niezależna, poszukuje swojego miejsca na ziemi, gdzie czułaby się bezpieczna i kogoś, kto się o nią zatroszczy.
W "Harfie traw" narrator powraca po latach do miasteczka na południu Stanów, w którym spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Jedenastoletniego Collina, po śmierci rodziców, przygarniają krewniaczki - dwie stare panny o skrajnie odmiennych charakterach. Młodsza z sióstr, Verena - apodyktyczna, twarda, przedsiębiorcza, właścicielka kilku sklepów i innych nieruchomości - pełni rolę głowy rodziny i łoży na jej utrzymanie. Dolly - podporządkowana siostrze, nieśmiała i dziecinna, uważana za nieszkodliwą wariatkę - prowadzi dom z pomocą Katarzyny, Murzynki (która utrzymuje, że jest Indianką), służącej, a zarazem przyjaciółki. Dolly prowadzi też wysyłkową sprzedaż ziołowej mikstury, warzonej domowym sposobem według receptury, którą przed laty zdradziła jej pewna Cyganka. Kiedy Verena zorientuje się, że można na tym zarobić, postanawia uruchomić produkcję na skalę przemysłową. Ale Dolly odmawia ujawienia składników leku: to jej tajemnica, jedyna własność; wszystko inne zawdzięcza siostrze. Decyduje się opuścić dom, a wraz z nią odchodzą Katarzyna i Collin. Tylko, że nie bardzo mają dokąd pójść...
Po tę książkę sięgnęłam po raz pierwszy przed laty, po obejrzeniu filmu "Śniadanie u Tiffany'ego". Komedia romantyczna Blake'a Edwardsa, chociaż bardzo udana (w przeciwieństwie do większości dzisiejszych gniotów określanych tym mianem), znacznie się jednak różni od dzieła Capote'a, nie tylko zakończeniem, ale też ogólną tonacją i wymową. Audrey Hepburn to zupełnie inny typ kobiety niż Holly, która przywodzi na myśl postaci grane przez Marilyn Monroe w "Jak poślubić milionera", "Pół żartem, pół serio" czy "Przystanku autobusowym". To ją widział Capote w roli swojej bohaterki.
"Harfę traw" wówczas porzuciłam po przeczytaniu kilku stron; teraz to nadrobiłam.
Obie te nowele to znakomite studia psychologiczno-obyczajowe, ukazujące wielowymiarowe portrety ludzi niebanalnych, a nawet ekscentrycznych, ze świetnie uchwyconym klimatem, czy to Nowego Jorku, czy amerykańskiego Południa. W obu odnajdujemy podobny, nostalgiczny nastrój, z jakim się zwykle wspomina stare, dobre czasy.

13.11.2007

James Hadley Chase: "Tajemnicę weź do grobu"


Wcale nie taka zła książka, jak możnaby się spodziewać sądząc po kretyńskim tytule i okropnej okładce. "Tajemnicę weź do grobu" to czarny kryminał, w którym trup ściele się gęsto. Już na wstępie policja znajduje w rezydencji hollywoodzkiej gwiazdy zwłoki gospodyni oraz sześciorga jej służących. W miarę rozwoju akcji ofiar śmiertelnych przybywa - nie liczyłam, ale będzie ich w sumie ze 20. Śledczy z biura prokuratora okręgowego Paul Conrad jest przekonany, że aktorkę zamordował Jack Maurer, potężny gangster, z którym rzekomo miała romans. Prokuratura od dawna próbuje dopaść Maurera za liczne przestępstwa, ale nie jest w stanie uzyskać jego skazania z braku dowodów - bandzior ma całą armię ludzi, którzy za niego wykonują mokrą robotę. Tym razem Conrad ma świadka morderstwa. Problem w tym, jak go ochronić do czasu procesu i nakłonić do złożenia zeznań.
Czytając tę książkę miałam wrażenie, że oglądam film: Chase pisze bardzo obrazowo i potrafi tworzyć dynamiczne sceny pościgów i strzelanin. Za to niuanse psychologiczne czy dylematy moralne nie są jego domeną. Czas i miejsce akcji, a także opisywane środowisko przypominają powieści Chandlera. Ale cóż, Chandler to nie jest. Chociaż zdziwiło mnie, że powieść rozgrywającą się w realiach amerykańskich napisał Anglik, który w USA był przelotnie, a swoją wiedzę o tym kraju czerpał głównie z książek.

6.11.2007

Alberto Moravia: "Konformista"


Akcja powieści Moravii rozpoczyna się w latach 20-tych, a kończy z chwilą upadku Mussoliniego. Jej bohater Marcello Clerici, tytułowy "Konformista", pochodzi z zamożnej rodziny, a przyczyn jego życiowej postawy należy szukać w dzieciństwie. Jedynak, zaniedbywany przez rodziców, wcześnie odkrywa w sobie skłoności do okrucieństwa i zachowań destrukcyjnych, co budzi w nim obawy, że nie jest normalny, być może obciążony dziedzicznie. Obawy uzasadnione, jako że jego ojciec trafia do kliniki psychiatrycznej, a matka zażywa narkotyki i prowadzi chaotyczne, rozwiązłe życie. Dochodzą do tego problemy z identyfikacją płciową: w szkole koledzy dokuczają mu z powodu domniemanej zniewieściałości, staje się też obiektem zainteresowania homoseksualisty. To zdarzenie zaważy na całym jego życiu. Marcello za wszelką cenę chce być taki jak wszyscy, tłamsi swoje prawdziwe "ja" i narzuca sobie fałszywą osobowość. Ceną, jaką płaci za samokontrolę, jest utrata radości życia, odcięcie od autentycznych uczuć i melancholia. Żeni się z Giulią, zwyczajną drobnomieszczanką, choć jej nie kocha. Staje się faszystą, mimo że odstręcza go ten ustrój i jego funkcjonariusze - ale Włochy są faszystowskie, również Niemcy i Hiszpania, a to znaczy, że miliony normalnych ludzi go popierają. Można powiedzieć, że sprzedaje duszę diabłu. W swoim dążeniu, aby przystosować się do społeczeństwa posuwa się tak daleko, że wstępuje do tajnej policji i podejmuje się misji specjalnej. W czasie podróży poślubnej do Paryża ma się skontaktować z antyfaszystowskim działaczem, swoim byłym wykładowcą profesorem Quadrim i wystawić go skrytobójcom...
"Konformista" to świetne studium osobowości, a przy tym realistyczny obraz Włoch w czasach faszyzmu. Moravia ukazuje konformizm społeczeństwa, które równie gorliwie i bezrefleksyjnie popiera faszyzm, jak świętuje jego upadek. Opisuje rozkład rodziny, która nie spełnia swojej roli, poddaje też krytyce kościół, sformalizowany i uległy wobec aparatu państwowego. Na podstawie powieści powstał w 1970 roku głośny swego czasu film Bernarda Bertolucciego.