Perełka, którą wygrzebałam w stosie starych kryminałów, takich
kieszonkowych, z serii z jamnikiem lub kluczykiem. Tytuł mnie
zafrapował, a i początek zapowiadał niezłą rozrywkę.
Rzecz się
dzieje za czasów Stanisława Augusta na Mazowszu, gdzieś między Warszawą a
Płockiem. Młody kadet Szkoły Rycerskiej zajeżdża do dworu swego stryja i
opiekuna niczym Tadeusz do Soplicowa. Nie zastaje gospodarza, a
domownicy i służba witają go straszną nowiną: "Panią naszą upiory udusiły"
i wywlekły przez komin. Panicz, kształcony w duchu Oświecenia
racjonalista, nie daje wiary ludowym zabobonom i zarządza poszukiwania
stryjenki, a następnie stara się dociec, kto pozbawił ją życia.
Tymczasem dochodzi do kolejnego morderstwa, a on sam staje się celem
ataków tajemniczego zbrodniarza.
Jerzy Siewierski
napisał tę powieść w formie relacji głównego bohatera. Jest to rzekomo
publikacja rękopisu odnalezionego przypadkiem po 200 latach, który,
niestety, nie zachował się w całości, stąd luki w narracji. Stylizacja
językowa nie utrudnia odbioru książki, a wraz z przytoczonymi
przyśpiewkami dodaje jej charakteru, przede wszystkim komizmu. Bardzo
przyjemnie mi się czytało, czego nie mogę powiedzieć o większości
współczesnych polskich kryminałów.
18.09.2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)