19.11.2008

Philip K. Dick: "Zapłata"

Zbiór 12 opowiadań Philipa K. Dicka (Zapłata, Niania, Świat Jona, Śniadanie o zmierzchu, Miniaturowe miasto, Ojcowskie alter ego, W lepszym świecie, Zautomatyzowana fabryka, Epoka Beztroskiej Pat, Zastępca, Małe co nieco dla nas, temponautów i Przedludzie). Pierwsze mnie rozczarowało, a ostatnie zdegustowało. Po środku było tak sobie - raz lepiej, raz gorzej, ale bez rewelacji.
Tytułowa "Zapłata" sprawia wrażenie scenariusza do taniego filmu akcji i to napisanego na chybcika. Została zresztą zekranizowana, tyle, że pół wieku później (tu informacje o filmie Johna Woo, jeśli ktoś ciekaw).
W "Przedludziach" Dick stawia znak równości między aborcją a morderstwem, co uważam za nadużycie. Opowiadanie zionie mizoginizmem, sportretowana w nim matka to już nawet nie karykatura człowieka, a jakiś cyborg wyzbyty wszelkich uczuć. Za to ojciec jest cacy, tylko, nie wiedzieć czemu, zupełnie bezradny wobec potwora, którego sobie wziął za żonę.
Motywem przewodnim większości opowiadań jest bezsilność jednostki podlegającej nieustannej presji społecznej, uciskanej przez aparat państwowy i wielkie korporacje, całkowicie zależnej od zaawansowanej technologii i sztucznej inteligencji albo zdanej na łaskę kosmitów. Temat stale obecny w twórczości Dicka, ale to, co w powieściach można wyczytać między wierszami, tu jest podane wprost, wręcz łopatologicznie. Zabrakło mi też tego halucynacyjno-schizofrenicznego klimatu, choć w kilku opowiadaniach pojawiają się zawirowania rzeczywistości i niepewność, co jest prawdą, a co złudzeniem. Po autorze "Ubika" i "Człowieka z wysokiego zamku" spodziewałam się znacznie więcej.

12.11.2008

Ian Rankin: "Wiszący ogród"

O tym, że Ian Rankin pisze dobre kryminały, dowiedziałam się całkiem niedawno dzięki wpisowi na jakimś blogu. Ktoś wymienił jego nazwisko wśród garstki pisarzy, których czytuje, mimo że nie przepada za tym gatunkiem. Zaczęłam się rozglądać za książkami Rankina i jako pierwszą wypatrzyłam "Wiszący ogród", choć to już dziewiąta (a szósta wydana po polsku) powieść z cyklu o inspektorze Johnie Rebusie.
Szkocki policjant otrzymuje niewdzięczne zadanie: ma ustalić, czy emerytowany wykładowca uniwersytecki jest hitlerowskim zbrodniarzem wojennym ukrywającym się pod zmienionym nazwiskiem. Sprawa wymaga żmudnego przedzierania się przez stosy dokumentów, a wobec upływu lat i braku świadków trudno spodziewać się jednoznacznego rozstrzygnięcia. Tymczasem w Edynburgu wybucha wojna gangów, gdy pod nieobecność starego bossa mafijnego, odsiadującego wyrok w więzieniu, jego interesy próbuje przejąć młodszy przybysz z Glasgow. W mieście pojawiają się też japońscy inwestorzy, którzy, gdy im się bliżej przyjrzeć, okazują się członkami Yakuzy. Jakby tego było mało, córka inspektora zostaje potrącona przez samochód i trafia do szpitala w stanie śpiączki. Rebus podejrzewa, że nie był to wypadek, ale celowe działanie wymierzone przeciwko niemu - być może ostrzeżenie ze strony bandytów, którym wszedł w paradę. I zrobi wszystko, żeby dopaść sprawców.
Bohater Rankina na pierwszy rzut oka przypomina Wallandera: koło pięćdziesiątki, rozwiedziony, ma dorosłą córkę, żyje pracą i nadużywa alkoholu. Ale jest od niego twardszy - to były spadochroniarz, który o mały włos nie dostał się do oddziałów specjalnych SAS, po czym odszedł z wojska. Rebus jest gliną niesubordynowanym, chodzi własnymi drogami, ma cięty język i talent do przysparzania sobie wrogów. Ale ma też lojalnych przyjaciół, wśród których na pierwszy plan wysuwa się współpracowniczka - sierżant Siobhan Clarke. Polubiłam tych dwoje, m.in. za kąśliwy humor i upodobanie do muzyki rockowej. Rankin często odnosi się do płyt i utworów, które współgrają z nastrojem bohatera, a tytuł powieści zapożyczył z piosenki The Cure.
"Wiszący ogród" to inteligentny, realistyczny kryminał, z wyrazistymi postaciami i żywą akcją. Są tu też ciekawostki takie, jak na przykład fabryka całkiem legalnie wytwarzająca narkotyki, oczywiście pod ścisłym - jak się okaże, nie dość ścisłym - nadzorem. Polecam wszyskim fanom gatunku (i nie tylko im).

3.11.2008

Elsebeth Egholm: "Ukryte wady"

Trzy przyjaciółki świętują czterdzieste urodziny jednej z nich w restauracji nad rzeką. Wesoły nastrój pryska, gdy solenizantka dostrzega dryfującą balię, a w niej niemowlę. Na ratunek jest już za późno - dziecko zmarło z wychłodzenia. Rozpoczyna się śledztwo...
Ale dochodzenie w sprawie śmierci noworodka to tylko jeden z wątków powieści Elsebeth Egholm. Nie mniej ważna od kryminalnej zagadki jest warstwa psychologiczno-obyczajowa. Duńska pisarka z dużym wyczuciem pokazuje, jak zetknięcie ze śmiercią wpływa na człowieka: zakłóca spokój wewnętrzny, narusza poczucie bezpieczeństwa, przypominając, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, każe się zastanowić nad dotychczasowym życiem.
Każda z bohaterek ma powody, by szczególnie odczuć tę tragedię: Anne jest położną, Ida Marie lada dzień ma po raz pierwszy rodzić, a dziennikarka Dicte musi pisać o sprawie, choć wolałaby o niej jak naprędzej zapomnieć. Wydarzenie, którego były świadkami, przywoła bolesne wspomnienia z przeszłości, skłoni do uważnego przyjrzenia się swoim związkom rodzinnym i relacjom z innymi ludźmi. To zapoczątkuje zmiany w życiu każdej z trzech kobiet, skieruje je na nowe tory.
Ciekawy jest też wątek społeczny. Akcja powieści toczy się tuż po wydarzeniach z 11 września 2001, które zachwiały poczuciem bezpieczeństwa w krajach Zachodu, nie wyłączając Danii. Narasta strach przed terroryzmem i niechęć do imigrantów, zwłaszcza tych, którzy wyznają islam. A przy noworodku znaleziono kartkę z cytatami z Koranu. Policja obawia się, że ujawnienie tej informacji może doprowadzić do zamieszek lub aktów przemocy na tle rasowym.
"Ukryte wady" przypominają mi nieco kryminały Henninga Mankella, ale bardziej "Kwietniową czarownicę" Majgul Axelsson. Dostrzegam podobieństwo w przedstawieniu portretów psychologicznych trzech kobiet w średnim wieku i poprowadzeniu narracji z uwzględnieniem punktów widzenia każdej z bohaterek. Inne postaci, nawet te z drugiego planu, są również dobrze nakreślone. Egholm w interesujący, niekonwencjonalny sposób powiązała rozmaite wątki i stworzyła realistyczną powieść, która mimo nagromadzenia nieszczęść nie dołuje czytelnika. Przeciwnie, jej przesłanie, wbrew oczekiwaniom, jest optymistyczne, niesie nadzieję na przyszłość. Zdecydowanie warto przeczytać.