5.02.2008

Joanna Chmielewska: "Rzeź bezkręgowców"


Po mało satysfakcjonującej lekturze ostatnich powieści Joanny Chmielewskiej postanowiłam odpuścić sobie jej najnowszą produkcję. Ale, niestety, jak w piosence Britney Spears (której nie trawię, ale tutaj mi pasuje): "Oops, I did it again"... Znowu popełniłam ten błąd i wiedziona dawnym sentymentem z rozpędu przeczytałam "Rzeź bezkręgowców". Podejrzewałam, że to strata czasu i nie pomyliłam się.
Tym razem rzecz dotyczy kilku morderstw w środowisku filmowców i pracowników telewizji. Ofiary, zdaniem autorki, były pijawkami żerującymi na cudzej pracy i talencie, które masakrowały dzieła literackie dokonując ich ekranizacji bez cienia szacunku i zrozumienia dla autorskich koncepcji. Stąd tytuł książki.
Portal ksiazki.pl tak ją zachwala:
Nowa powieść niekwestionowanej pierwszej damy polskiego kryminału.(...) Dialogi skrzące się humorem, wartka akcja, znane i lubiane postacie. Czegóż chcieć więcej.
Gdybyż to była prawda! Niestety, ta reklama to wierutna bujda. Nie uświadczysz tu ani wartkiej akcji, ani fajerwerków humoru. Przegadane to, jak zwykle, ale nudniejsze niż dotąd bywało. Dialogi zasługują co najwyżej na blady uśmiech, jak ten fragment rozmowy Joanny z przyjaciółką:
- Trzeba było się nie brać. Czego kto nie potrafi, niech się za to nie łapie.
- Zwariowałaś, rząd by w tym kraju nie istniał...
Z tą opinią akurat mogę się zgodzić, szkoda tylko, że sama Chmielewska nadal pisze (i to coraz więcej) mimo braku dobrych pomysłów.
Ponieważ jest to przy okazji powieść z kluczem, atrakcją dla wtajemniczonych może być odgadywanie, kogo autorka miała na myśli pisząc o panu X lub pani Y. Jako osoba słabo zorientowana rozpoznałam tylko Andrzeja Sapkowskiego w pisarzu Dyszyńskim. Innych aluzji nie łapię, ale spokojnie mogę się obyć bez tej wiedzy.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a Wiesz, że "Zapalniczka" nawet mi się podobała? Za to nie zmogłam "Bułgarskiego bloczku"...W ogóle, to potwierdzam, że starsze książki są super, a te nowsze, hmmm...ale nabywam przez sentyment.

Bruixa pisze...

"Zapalniczka" była chyba ciut ciekawsza, ale nie wytrzymuje porównania z powieściami z lat 60-70, nawet 80'. Czytając "Lesia", "Wszystko czerwone", czy nawet powieści dla młodzieży można się było zdrowo uśmiać, a w tych najnowszych nie bardzo jest z czego. Są przegadane, brak im lekkości i świeżości.
Jak mnie znów najdzie sentyment do Chmielewskiej, wrócę do starszych książek ;)

Anonimowy pisze...

mnie ona zawsze pomaga na dołki nastrojowe, właśnie te starsze książki;)

Anonimowy pisze...

zauwazcie ze kiedys chmielewska pisala 1 ksiazke co 2 lata, a teraz 2-3 w ciagu jednego roku.
Po kilku nieudanych ostatnich produkcjach postanowilam juz zadnej nowej chmielwskiej nie kupowac!
za to musze sobie znow kupic lesia i dzikie bialko bo dawni znajomi mi pokradli ;-(

PS. a moje ulubione to cale zadanie nieboszczyka, klin i romans wszechczasow, znam jej juz prawie na pamiec ;-)

Bruixa pisze...

Hej :)
Taka masowa produkcja zazwyczaj odbija się na jakości, również w przypadku Chmielewskiej. I czy mi się wydaje, czy jej powieści sprzed lat miały mniejszą objętość?