28.02.2008

Neil Gaiman: "Amerykańscy bogowie"

Główny bohater zwany Cieniem po trzech latach spędzonych w więzieniu ma wyjść na wolność. Kiedy ten wielki dzień nadchodzi, okazuje się, że nie ma do czego wracać. Jego ukochana żona Laura nie żyje. Wraz z nią w wypadku samochodowym zginął jego najlepszy przyjaciel, u którego miał zapewnione zatrudnienie. Spotkany w samolocie tajemniczy pan Wednesday proponuje mu pracę. I tak Cień zostaje wciągnięty w sam środek walki o rząd dusz, do której szykują się dawni bogowie z różnych panteonów przeciwko nowym idolom technologii, mediów, narkotyków.
"Amerykańscy bogowie" to książka bardzo oryginalna, zarówno pod względem treści, jak i formy. Zasadniczo można ją określić jako fantasy, ale bardzo mroczne, z domieszką kryminału i horroru, okraszone wisielczym humorem. Przenikają się tu dwa światy: współczesne Stany Zjednoczone, które przemierzają bohaterowie, z obszarem mityczno-onirycznym. Zarazem jest to powieść drogi bliska literaturze pikarejskiej. Na dodatek fabuła przetykana jest wstawkami, które wyjaśniają, skąd się wzięły w Ameryce postaci z nordyckich sag, celtyckich legend, mitologii słowiańskich i wierzeń afrykańskich. Te interludia są prawdziwymi perełkami krótkiej formy.
W książce kilkakrotnie powtarza się zdanie: "to nie jest dobry kraj dla bogów". Porzuceni przez wyznawców, odchodzą w zapomnienie wypierani przez coraz to nowe bożyszcza. Ale wygląda na to, że i dla ludzi nie jest to dobre miejsce - ani dla rdzennych Amerykanów, ani dla przybyszów: afrykańskich niewolników, brytyjskich zesłańców, kolejnych fal imigrantów. Na okładce można przeczytać, że Neil Gaiman wyrusza w podróż w poszukiwaniu duszy Ameryki. Ale czy ją znajduje? W jego powieści USA jawią się jako wypełniona tandetą duchowa pustynia, w której najwyższym bóstwem jest pieniądz.
Mimo przygnębiającej atmosfery "Amerykańskich bogów" świetnie się czyta. Gaiman potrafi opowiadać w zajmujący sposób i raz po raz zaskakiwać czytelników ciekawymi pomysłami i zwrotami akcji.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Myślę że książka pewnie jest ciekawa.
JUz kiedyś ten tytuł gdzieś mi się przewinął.

Anonimowy pisze...

Poprzednio miałem już napisany komentarz, ale mi go wcięło. Spróbuje więc napisać coś jeszcze raz.
Cieszę się, że przeczytałaś Amerykańskich bogów. Interesująca lektura, specyficzna. Widzę, że tobie także udzieliła się ponura atmosfera panująca w książce. Spowodowana częściowo przez charakter Cienia, ale i w dużej mierze poprzez miejsca, które wraz z Wendesdayem odwiedzali. By przypomnieć tylko to ciche miasteczko, w którym Cień mieszkał podczas nieobecności Odyna. Albo mieszkanie sióstr Zorii. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu szarości.
Postać Czernoboga utkwiła w mojej pamięci. :)
To zupełnie inna książka niż poprzednie Gaimana, które czytałem. Poważniejsza, dojrzalsza może. I warta lektury. Zastanawiam się, czy nie kupić tego nowego ładnego wydania z Maga.

Anonimowy pisze...

Wlasnie czytam "Amerykanskich bogow". Ksiazka jest rzeczywiscie wyjatkowa. nastroj nieco mroczny, ale tak jak mowisz dobrze sie ja czyta. Bruixa jak zawsze wspaniale wszystko opisalas. Chcialabym miec takie lekkie pioro jak Twoje. Pozdrawiam Cie serdecznie.

Bruixa pisze...

Dziękuję za komentarze i słowa uznania.
Uczniu, ja też miałam wrażenie, że w opisywanym świecie przeważa szarość w różnych odcieniach. Po części dlatego, że akcja toczy się zimą, ale i miejsca odwiedzane przez Cienia i Wednesdaya są na ogół mało atrakcyjne, byle jakie. A i bohaterowie są samotni, opuszczeni i przegrani. Udziela się poczucie przygnębienia i chłodu. Wyrazista powieść i niejednokronie zaskakująca; takie lubię. :)

Anonimowy pisze...

Owszem, w dużej mierze dzięki odwiedzanym przez Cienia i Wendesdaya miejscom udzielała mi się owa szarość i nastrój przygnębienia. Ale to jest właśnie zaleta dobrej książki, że potrafi wpłynąć na czytającego, sprawić, że też będzie tą szarość odczuwał. Im silniej przemawia do wyobraźni tym jest lepsza.
Byłoby gorzej, gdybyś przeczytała i nic kompletnie nie czuła po lekturze, albo obojętność. Bo wtedy cóż z takiej książki, jeśli nie umie wywołać uśmiechu na twarzy, smutku, wzruszenia, grozy, kiedy trzeba, więzi z bohaterami.

Bruixa pisze...

Uczniu, w tym jesteśmy zgodni: zdecydowanie wolę książki z klimatem i wzbudzające emocje od takich, które ani ziębią, ani grzeją.

amistad pisze...

Mnie się podoba, może dlatego, że sama jestem przygnębiona, chłodna i depresyjna.

Natomiast maniakalnie szukam polskiej strony z objaśnieniem, kto jest kim w "AB" - te wszystkie przedziwne postaci, zwłaszcza przybywające na bitwę. Co do Bilquis, podaje mi tylko, że była to królowa Saby, półdemon; nie ma nic o sakralnej prostytucji.

Bruixa pisze...

amistad, nie wiem, czy uda Ci się znaleźć wszystkie te postaci na polskiej stronie. Prędzej na różnych stronach albo w jakimś słowniku mitologii świata. Znalazłam kilka anglojęzycznych, m.in. tę:
http://frowl.org/gods/gods.html

To takie "who is who" w książkach Gaimana.