22.02.2008
Marek Krajewski, Mariusz Czubaj: "Aleja samobójców"
W luksusowym domu seniora "Eden" zostaje zamordowany i oskalpowany jeden z pensjonariuszy, a inny znika bez śladu. Zaginiony był chirurgiem, a zarazem profesorem antropologii i biegłym sądowym, znawcą sekt i dziwnych rytuałów. Sprawa trafia do nadkomisarza Jarosława Patera, ale natychmiast na miejscu zbrodni zjawia się ABW i przejmuje śledztwo. Tylko, że Pater nie daje się tak łatwo odsunąć i dalej prowadzi nieformalne dochodzenie z pomocą dwóch zaufanych podwładnych. Wkrótce poznaje pewne fakty z przeszłości dyrektora "Edenu" i jednego z pielęgniarzy, które woleliby ukryć.
Ciekawa byłam, co wynikło ze współpracy Marka Krajewskiego z nieznanym mi Mariuszem Czubajem. Okazuje się, że taki sobie kryminał - można przeczytać, ale równie dobrze można sobie darować. Zamiast przedwojennego Wrocławia w tle mamy Trójmiasto A.D.2006, ukazane realistycznie, z niezbyt atrakcyjnej strony. Podobnie jak w cyklu o Breslau przez "Aleję samobójców" przewijają się osobniki psychopatyczne i antypatyczne. Zbrodnie są brutalne i nasuwają podejrzenia o niezwykłe, mistyczne motywy, mowa tu też o groźnych sektach i tajemniczych rytuałach. Główny bohater nieco przypomina Mocka, choć stroni od alkoholu i nie odwiedza agencji towarzyskich. Jest za to stałym bywalcem różnych jaskiń hazardu oraz wielbicielem jazzu i rocka. Mimo to, wydał mi się dość drętwym facetem, pozbawionym poczucia humoru. Ta jego obsesja na punkcie poprawności językowej i ustawiczne strofowanie podwładnych! Wolałam Eberharda, mimo wszystko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
słyszałam, że taki sobie i darowałam sobie lekturę...chyba słusznie, z tego, co widzę...
Prześlij komentarz