31.01.2007

Raymond Chandler: "Wysokie okno"


Philip Marlowe otrzymuje zlecenie odnalezienia cennej i rzadkiej monety skradzionej bogatej wdowie pani Murdock. Klientka podejrzewa o kradzież swoją synową, byłą śpiewaczkę z nocnego lokalu i liczy, że detektyw pomoże jej w uzyskaniu rozwodu syna bez konieczności płacenia alimentów jego eks żonie. Jak to u Chandlera, śledztwo się komplikuje, wszyscy zainteresowani kłamią albo coś ukrywają, Marlowe natrafia na kilka trupów i staje się jasne, że sprawa ma głębsze dno.
Sięgnęłam po książkę Chandlera po długiej przerwie i przeczytałam ją z satysfakcją, mimo że sam autor uważał ją za słabą. Ale nawet jeśli nie dorównuje najlepszym powieściom Chandlera, to i tak o całe niebo przewyższa współczesne amerykańskie kryminały. Weźmy choćby taki opis:
"Na jednym z tych leżaków spoczywała długonoga blondynka z rozmarzoną miną.(...) Patrzyła na nas leniwie, kiedy szliśmy przez trawnik. Z odległości dziesięciu metrów wyglądała bardzo rasowo. Z odległości trzech metrów odnosiło się wrażenie, że lepiej ją oglądać z odległości dziesięciu. Usta miała szerokie, oczy zbyt jasne, makijaż zbyt jaskrawy, cieniutkie łuki brwi niewiarygodnie zakrzywione i długie, a tusz na rzęsach tak grubo nałożony, że wyglądały jak miniaturowe pręciki z drutu.(...) Od włosów biło sztucznością jak z hallu nocnego lokalu."
Pani Higgins Clark napisałaby: "Była wysokiego wzrostu, miała włosy blond i jasnoniebieskie oczy" - do tego sprowadza się u niej charakterystyka postaci. Podobnie rzecz się ma w przypadku innych współczesnych autorów z USA. Wyższość Chandlera nad licznymi wyrobnikami pióra nie ogranicza się do plastycznych opisów, zaskakujących porównań i wnikliwej charakterystyki postaci. Ukazuje on z niezwykłą wyrazistością Los Angeles i jego mieszkańców z różnych środowisk, powiązania świata przestępczego z miejscowymi elitami, korupcję w policji i wśród polityków. Dochodzi do tego specyficzny, cierpki humor, którym osładza pesymistyczną wymowę swoich czarnych powieści.

Brak komentarzy: