W ubiegłym roku przeczytałam z pół tuzina książek Geralda Durrella, a teraz znalazłam jeszcze jedną.
Autor od wczesnego dzieciństwa pasjonował się zoologią i dokładnie wiedział, co chce robić w dorosłym życiu: najpierw dostarczać dzikie zwierzęta do ogrodów zoologicznych, a za zarobione pieniądze założyć własne zoo. Pozostał wierny tym marzeniom i udało mu się je spełnić. Zbudował park zoologiczny na wyspie Jersey, który stał się azylem dla zagrożonych gatunków i założył fundację dla ich ochrony.
Wcześniej jednak musiał nabrać doświadczenia w obchodzeniu się z dzikimi zwierzętami. W tym celu tuż po II wojnie światowej zatrudnił się w ogrodzie zoologicznym w Whipsnade. W "Zapiskach ze zwierzyńca" wspomina ten okres swego życia. Książkę, jak wszystkie jego autorstwa, przeczytałam z przyjemnością. Durrell z właściwym sobie poczuciem humoru i darem obserwacji sportretował swoich podopiecznych i współpracowników.
PS. Nie rozumiem, skąd pomysł okładki - akurat o słoniach w książce mowy nie ma.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz