Pewnej jesiennej nocy dwie nastolatki napadają na taksówkarza, który umiera w wyniku doznanych obrażeń. Sprawczynie po zatrzymaniu przyznają się do winy, ale nie wykazują cienia skruchy. Twierdzą, że potrzebowały pieniędzy i nie znały ofiary. W tym samym czasie koło bankomatu w innej części miasta znaleziono zwłoki mężczyzny z raną na głowie. Zmarły był niezależnym konsultantem, specjalistą od systemów komputerowych. Na pozór nic nie łączy obu zdarzeń, ale Kurt Wallander podejrzewa, że istnieje między nimi jakiś związek. Jak się wkrótce okaże, intuicja i tym razem go nie zawiodła. Kluczem do rozwiązania kryminalnej zagadki będzie zawartość twardego dysku w komputerze denata, chroniona systemem zabezpieczeń. Jak komisarz, człowiek starej daty, nienawykły do technicznych nowinek, poradzi sobie z firewallem - tytułową zaporą?
To już, niestety, ostatnia część cyklu Henninga Mankella o komisarzu Wallanderze. Tak jak i w poprzednich powieściach oprócz intrygi kryminalnej i dochodzenia krok po kroku do prawdy, czytelnik otrzymuje wnikliwy portret psychologiczny głównego bohatera, a także garść refleksji na temat kierunku w jakim zmierza Szwecja i cały świat. Tym razem głównym motywem są zagrożenia, jakie niesie ze sobą korzystanie z sieci komputerowych, zarówno w skali globalnej, jak jednostkowej.
"Zapora" ma pewne słabości, rozwiązania fabularne nie do końca mnie przekonują. Jakoś trudno uwierzyć w ogólnoświatowy spisek, którego epicentrum przypadkiem znalazło się w prowincjonalnym Ystad. Zdumiewa nieudolność szwedzkiej policji, która pozwala morderczyni wyjść ot, tak sobie, z komendy. Sam Wallander też daje się podejść jak dziecko, co można wytłumaczyć chyba tylko desperacją wynikłą z samotności i przepracowania. Mimo tych zastrzeżeń książkę połknęłam migiem i żałuję, że nie będę już mogła towarzyszyć komisarzowi w kolejnych śledztwach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
prawda, że jest świetna? szkoda, że tak mało jego książek u nas...
Wiesz Chiaro, kilka jego książek bardziej mi się podobało, ale i tę przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością.
Powieści z cyklu o Wallanderze chyba wszystkie przetłumaczono. Nie wiem, czemu nie wydali w Polsce "Piramid" - zbioru opowiadań o wcześniejszych latach komisarza. A może jeszcze się doczekamy?
Nie czytałem książki, więc chciałbym tylko odwołać się do naiwności policji. Często w literaturze zdarza się, że policjanci są po prostu tępi. Ale co można powiedzieć o rzeczywistym przypadku inspektorów zajmujących się sprawą Jeanne Weber?
W skrócie. Jej sąsiadka powierzyła jej 3 swoich dzieci pod opiekę - i wszystkie 3 zostały zamordowane, a lekarz nie zauważył śladów duszenia. Zamordowała swoje własne dziecko zanim ktoś zwrócił uwagę na zgony pod jej okiem. Po nieudanej próbie zabójstwa - trafiła do aresztu, ale sąd uznał ją za niewinną. Przez to Weber zabiła jeszcze 2 dzieci. Ponownie areszt - i ponownie morderczyni wychodzi na wolność... znowu usiłowała zabić dziecko, ale tego nie zgłoszono na policję. Wreszcie sama poszła na komisariat i przyznała się do winy, a tam uznali ją za chorą umysłowo - przyznaje się do czegoś, czego nie zrobiła - i wysłano ją do szpitala psychiatrycznego. Zakończenie tej farsy sobie odpuszczę i dam działać łowcom biografii.
Szani, nie znałam wcześniej tej sprawy, ale po przeczytaniu o Weber w Wikipedii mam wrażenie, że zawiniła nie tylko policja, ale też lekarze, sądy i jeszcze parę osób. Tak czy owak straszne to i trudne do pojęcia.
Owszem. Wspomniałem tylko o policji, bo akurat ona występowała w Twoim poście :).
Jakoś się tak rozpisałem, a zgubiłem puentę ;). Chodziło mi o to, że pełen takich paradoksów jest też rzeczywisty świat. Choć jeżeli autor książki pójdzie w drugą stronę - stworzy ideał bohatera (np. Goodkind w "Mieczu Prawdy") to też jest źle o ile nie gorzej ;).
Zgoda, postaci nazbyt wyidealizowane są drętwe i niewiarygodne, toteż trudno się przejmować ich losami.
Prześlij komentarz