Książkami Verne'a zaczytywałam się w bardzo wczesnej młodości. Od tego czasu wiele wody upłynęło, ja się postarzałam, ale ta proza chyba też. Jak na wymagania dzisiejszego czytelnika akcja wydaje się mało dynamiczna, a postaci zbyt schematyczne, czarno-białe. Raczej trudno identyfikować się tytułowym bohaterem, takim, co to "nie gniotsa, nie łamiotsa", a na dodatek jest duszą i ciałem oddany sprawie caratu; o innych jego przymiotach niewiele się dowiadujemy. Autor obficie posługuje się stereotypami narodowościowymi w opisie Rosjan, Tatarów i Cyganów, szczególnie rzuca się to w oczy w przypadku zagranicznych korespondentów - Anglika i Francuza, których Strogow co i rusz spotyka po drodze. Choć z drugiej strony - to oni wnoszą do powieści nieco humoru. Od początku też wiadomo, że bohater, mimo wszelkich przeszkód, wypełni swe zadanie, Rosja nie dozna uszczerbku terytorialnego, a Wielkiemu Księciu włos z głowy nie spadnie.
"Michał Strogow - kurier carski" to powieść przygodowa dla młodzieży. Nie ma tu elementów fantastycznych, ani szczegółów technicznych tak częstych w innych książkach Verne'a. Są za to nieźle oddane realia XIX-wiecznej Rosji.
Książka, wydana przez Hachette, ma twardą okładkę i zachęcającą cenę. Dla mnie dużym plusem jest wszyta tasiemka - zakładka. Pamiętam, że dawno temu, zanim nastały niechlujnie klejone paperbacki rozsypujące się zaraz po otwarciu, książki często zaopatrzone były w takie udogodnienie dla czytelnika. Mała rzecz, a cieszy. Minusem jest sprzedaż wiązana (trzeba nabyć 2 pozycje różnych autorów) oraz mnóstwo literówek i błędów typu: dwa wyrazy zrośnięte w jeden. Czy wydawnictwa nie zatrudniają już korektorów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz