17.09.2008

Jules Verne: "Michał Strogow - kurier carski"

Fabuła powieści Julesa Verne'a osnuta jest na tle fikcyjnej inwazji tatarskiej na Syberię w XIX wieku. Były pułkownik Iwan Ogarew, zdegradowany i skazany na zesłanie przez Wielkiego Księcia, poprzysiągł mu zemstę. Zdołał podburzyć koczownicze plemiona przeciwko rosyjskiemu panowaniu w Azji. W wyniku najazdu łączność telegraficzna została przerwana, więc car wysyła kuriera do Irkucka, aby ostrzec brata przed zdrajcą. Strogow, podając się za kupca, wyrusza z Moskwy na wschód i różnymi środkami lokomocji przemierza kraj ogarnięty wojną. W niebezpiecznej podróży towarzyszy mu poznana w pociągu dziewczyna, która zdąża do Irkucka do ojca - zesłańca.
Książkami Verne'a zaczytywałam się w bardzo wczesnej młodości. Od tego czasu wiele wody upłynęło, ja się postarzałam, ale ta proza chyba też. Jak na wymagania dzisiejszego czytelnika akcja wydaje się mało dynamiczna, a postaci zbyt schematyczne, czarno-białe. Raczej trudno identyfikować się tytułowym bohaterem, takim, co to "nie gniotsa, nie łamiotsa", a na dodatek jest duszą i ciałem oddany sprawie caratu; o innych jego przymiotach niewiele się dowiadujemy. Autor obficie posługuje się stereotypami narodowościowymi w opisie Rosjan, Tatarów i Cyganów, szczególnie rzuca się to w oczy w przypadku zagranicznych korespondentów - Anglika i Francuza, których Strogow co i rusz spotyka po drodze. Choć z drugiej strony - to oni wnoszą do powieści nieco humoru. Od początku też wiadomo, że bohater, mimo wszelkich przeszkód, wypełni swe zadanie, Rosja nie dozna uszczerbku terytorialnego, a Wielkiemu Księciu włos z głowy nie spadnie.
"Michał Strogow - kurier carski" to powieść przygodowa dla młodzieży. Nie ma tu elementów fantastycznych, ani szczegółów technicznych tak częstych w innych książkach Verne'a. Są za to nieźle oddane realia XIX-wiecznej Rosji.
Książka, wydana przez Hachette, ma twardą okładkę i zachęcającą cenę. Dla mnie dużym plusem jest wszyta tasiemka - zakładka. Pamiętam, że dawno temu, zanim nastały niechlujnie klejone paperbacki rozsypujące się zaraz po otwarciu, książki często zaopatrzone były w takie udogodnienie dla czytelnika. Mała rzecz, a cieszy. Minusem jest sprzedaż wiązana (trzeba nabyć 2 pozycje różnych autorów) oraz mnóstwo literówek i błędów typu: dwa wyrazy zrośnięte w jeden. Czy wydawnictwa nie zatrudniają już korektorów?


Brak komentarzy: