Detektyw Benny Griessel z Kapsztadu jest alkoholikiem. Przez nałóg ucierpiała jego kariera i życie osobiste. Żona wyrzuciła go z domu i zabroniła się pokazywać, dopóki nie wytrwa przez pół roku w trzeźwości. Nadal jest tylko inspektorem, a zamiast awansu wyznaczono mu rolę mentora młodszych kolegów, których ma wspierać w prowadzonych śledztwach.
Bladym świtem zostaje wezwany do morderstwa. Ofiarą jest młoda amerykańska turystka. Wkrótce okazuje się, że ci, którzy ją zabili, ścigają jej przyjaciółkę. Benny musi odnaleźć dziewczynę, zanim ją dopadną.
Jednocześnie toczy się dochodzenie w sprawie śmierci właściciela firmy fonograficznej. Znaleziono go zastrzelonego we własnym domu obok pijanej do nieprzytomności żony, sławnej przed laty piosenkarki.
Kiedy przeczytałam pierwszą książkę Deona Meyera, byłam zaskoczona, że pisarz z RPA tak mi przypomina ulubionych Skandynawów. A przy tym zachowuje własny styl. Jego powieści są silnie osadzone w miejscowych realiach: kraju w trakcie transformacji, wieloetnicznego, pełnego kontrastów. Zlikwidowano apartheid, ale problemy rasowe nie zniknęły, mimo akcji afirmacyjnej, która pociąga za sobą również rozmaite czystki i reorganizacje w policji.
"Trzynaście godzin" to połączenie kryminału z trzymającym w napięciu thrillerem. Akcja ma dobre tempo, postacie są wiarygodne i ciekawe; dochodzi do tego szczypta egzotyki. Gorąco polecam tę i inne powieści Meyera - autora w Polsce chyba mało znanego, a zasługującego na uwagę.
PS. Dowiedziałam się, że powstaje film na podstawie powieści Meyera "Martwi za życia" i ma w nim zagrać Marcin Dorociński!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz