4.06.2008
Mario Vargas Llosa: "Zielony dom"
To pierwsza książka Vargasa Llosy, po którą sięgnęłam przed wielu laty i poniechałam po kilkunastu stronach. Dopiero teraz, mając za sobą lekturę innych jego powieści, zdecydowałam się na następne podejście. I znów napotkałam opór. Kusiło mnie, żeby ją odłożyć, ale tym razem dobrnęłam do końca.
Tytułowy "Zielony dom" to przybytek uciech - zarazem burdel, knajpa i tancbuda - położony na peryferiach Piury. Akcja powieści rozgrywa się w tym pustynnym mieście, a także w osadzie Santa María de Nieva i lasach deszczowych Amazonii. Tematem wiodącym są relacje między "cywilizowanymi" Peruwiańczykami i rdzennymi mieszkańcami puszczy. Ci pierwsi to przedstawiciele władzy, a także zakonnice, które z pomocą żołnierzy porywają indiańskie dziewczynki, aby wychować je na chrześcijanki oraz handlarze kauczukiem wykorzystujący "dzikusów" i podsycający wrogość między plemionami dla swoich interesów. Pisarza bardziej interesuje zbiorowość niż jednostki: przez powieść przewija się tłum postaci, ale są one nie tyle indywidualnościami, co reprezentantami pewnych środowisk i grup społecznych. W narracji przemieszane są epizody rozgrywające się w różnych miejscach i czasach, w relację wplecione są dialogi prowadzone przez rozmaite osoby; te same wydarzenia ukazane są z innych punktów widzenia. Sprawia to wrażenie, że wszystko dzieje się jednocześnie i przedstawione jest obiektywnie, ale ciężko się chwilami połapać, co, gdzie, kiedy i komu się przytrafiło. O ile w "Rozmowie w "Katedrze"" podobna technika znajdowała uzasadnienie w fabule, to tutaj wydaje mi się sztuką dla sztuki. Zastanawiałam się, czy ta historia (a raczej szereg historii) wiele by straciła, gdyby autor napisał ją w bardziej tradycyjny sposób, łatwiejszy do przyswojenia przez czytelnika. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mam do czynienia z przerostem formy nad treścią.
Twórczość Vargasa Llosy budzi we mnie mieszane uczucia: za "Rozmowę w "Katedrze"" dałabym mu Nobla; podobało mi się jeszcze kilka jego powieści i opowiadań, ale przez "Wojnę końca świata" z trudem przebrnęłam, a "Zeszyty don Rigoberta" mnie zirytowały i rozczarowały. "Zielony dom" w końcu zmęczyłam, ale i on mnie zmęczył.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Zgadzam się w 100%, ja niestety nie przebrnęłam do końca, bo forma narracji bardzo mnie zmęczyła. :)
Bardzo trafna i rzetelna recenzja.
Witaj, Magdo - imienniczko! I dzięki za słowa uznania :)
Prześlij komentarz