30.09.2010

Terry Pratchett - "Niewidoczni Akademicy"

Ubiegły rok upłynął mi pod znakiem Terry'ego Pratchetta, którego wreszcie odkryłam (lepiej późno niż wcale) i z miejsca pokochałam. I nie poświęciłam mu dotąd na blogu ani linijki. Powody (poza lenistwem i napadową awersją do pisania) są dwa. Po pierwsze, przeczytałam wszystko, co wyszło spod jego pióra i zdołałam dopaść - ze 30 tytułów lekko licząc - o wiele za dużo, żeby o wszystkich wspomnieć, a wybór niełatwy. Po drugie - amatorom fantastyki nie trzeba Pratchetta przedstawiać, ani do niego zachęcać, zaś ci, którzy od niej stronią jak od zarazy, są niepodatni na perswazje. Choć bez nadziei na przekonanie opornych postanowiłam jednak napisać o jego najnowszej powieści.
Sir Terence, który porusza w swojej twórczości rozmaite przejawy życia społecznego i kultury, zarówno wysokiej jak i masowej, tym razem zajął się sportem, a ściśle mówiąc - futbolem. Oto pewien bogaty darczyńca zapisał pokaźną sumę na rzecz Niewidocznego Uniwersytetu. Legat obwarowany jest jednym warunkiem: reprezentacja uczelni musi rozegrać mecz piłki nożnej. A jest to gra bardzo brutalna i udział w niej grozi śmiercią lub kalectwem; ulubiona rozrywka uliczników, zupełnie niestosowna dla szacownych akademików. Jednak rezygnacja z hojnego wsparcia oznaczałaby konieczność ostrych cięć budżetowych, a do tego magowie nie chcą dopuścić. Toteż mecz się odbędzie, ale przy okazji nastąpią zmiany w regułach gry - do tej pory w zasadzie pozbawionej reguł.
W "Niewidocznych Akademikach" spotykamy starych znajomych - magów i strażników miejskich, ale na pierwszym planie są nowe postacie - szeregowi pracownicy uczelni, rzec można personel pomocniczy i techniczny. Ponadto w kosmopolitycznym Ankh Morpork, zamieszkałym przez ludzi, krasnoludy, trolle, wampiry, wilkołaki i inne rasy pojawia się przedstawiciel jeszcze jednego, budzącego grozę gatunku. Poza głównym, sportowym wątkiem wkraczamy też w świat mody wraz z przyjaciółką jednego z bohaterów. Dziewczyna rozpoczyna karierę na wybiegu prezentując wytworne kolczugi dla krasnoludek, nad którymi znacznie góruje wzrostem (skąd my to znamy?).
"Niewidocznych Akademików" nie zaliczę do najlepszych ani najśmieszniejszych książek ze Świata Dysku, a i tak przeczytałam ją z przyjemnością, jak i poprzednie tomy. Każda powieść z tej serii to gwarancja inteligentnej rozrywki, a żeby się o tym przekonać wystarczy przezwyciężyć uprzedzenia do fantasy.

2 komentarze:

Wojciech P. P. Zieliński pisze...

O, tego tomu jeszcze nie czytałem. Będę musiał nadrobić zaległości ze Świata Dysku. Już od dawna nie zanurzałem się w książki Pratchetta.

Bruixa pisze...

Witaj!
Polecam, Pratchett dobrze robi na jesienną chandrę.