
Szkocki policjant otrzymuje niewdzięczne zadanie: ma ustalić, czy emerytowany wykładowca uniwersytecki jest hitlerowskim zbrodniarzem wojennym ukrywającym się pod zmienionym nazwiskiem. Sprawa wymaga żmudnego przedzierania się przez stosy dokumentów, a wobec upływu lat i braku świadków trudno spodziewać się jednoznacznego rozstrzygnięcia. Tymczasem w Edynburgu wybucha wojna gangów, gdy pod nieobecność starego bossa mafijnego, odsiadującego wyrok w więzieniu, jego interesy próbuje przejąć młodszy przybysz z Glasgow. W mieście pojawiają się też japońscy inwestorzy, którzy, gdy im się bliżej przyjrzeć, okazują się członkami Yakuzy. Jakby tego było mało, córka inspektora zostaje potrącona przez samochód i trafia do szpitala w stanie śpiączki. Rebus podejrzewa, że nie był to wypadek, ale celowe działanie wymierzone przeciwko niemu - być może ostrzeżenie ze strony bandytów, którym wszedł w paradę. I zrobi wszystko, żeby dopaść sprawców.
Bohater Rankina na pierwszy rzut oka przypomina Wallandera: koło pięćdziesiątki, rozwiedziony, ma dorosłą córkę, żyje pracą i nadużywa alkoholu. Ale jest od niego twardszy - to były spadochroniarz, który o mały włos nie dostał się do oddziałów specjalnych SAS, po czym odszedł z wojska. Rebus jest gliną niesubordynowanym, chodzi własnymi drogami, ma cięty język i talent do przysparzania sobie wrogów. Ale ma też lojalnych przyjaciół, wśród których na pierwszy plan wysuwa się współpracowniczka - sierżant Siobhan Clarke. Polubiłam tych dwoje, m.in. za kąśliwy humor i upodobanie do muzyki rockowej. Rankin często odnosi się do płyt i utworów, które współgrają z nastrojem bohatera, a tytuł powieści zapożyczył z piosenki The Cure.
"Wiszący ogród" to inteligentny, realistyczny kryminał, z wyrazistymi postaciami i żywą akcją. Są tu też ciekawostki takie, jak na przykład fabryka całkiem legalnie wytwarzająca narkotyki, oczywiście pod ścisłym - jak się okaże, nie dość ścisłym - nadzorem. Polecam wszyskim fanom gatunku (i nie tylko im).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz