11.12.2007

Arturo Pérez-Reverte: "Fechtmistrz"


Akcja powieści Péreza-Reverte toczy się w Madrycie w 1868 roku. Są to burzliwe czasy w historii Hiszpanii: częste zmiany rządów, dworskie intrygi, bunty w szeregach wojska, spiski mające na celu obalenie monarchii, a przynajmniej usunięcie z tronu Izabeli II. Don Jaime Astarloa, tytułowy "Fechtmistrz", nie angażuje się po żadnej stronie. Nie interesuje go polityka, ignoruje plotki, żyje według własnych reguł z dala od zgiełku współczesnego świata. Jest reliktem minionej epoki - mistrzem szermierki, którą traktuje nie jak użyteczną umiejętność czy sport, ale swoisty rytuał ściśle złączony z kodeksem honorowym. Utrzymuje się z lekcji fechtunku udzielanych kilku bogatym klientom. Ponadto pracuje nad traktatem o sztuce szermierczej. Żyje skromnie, ma niewielu przyjaciół - ludzi podobnie jak on ubogich i samotnych, z którymi spotyka się przy kawie w ulubionej kawiarni. Ale nie ma godnego siebie następcy... I nagle w jego uporządkowane życie wtargnie piękna kobieta, a zaraz potem zbrodnia, zdrada i polityczna intryga.
Nareszcie powieść "jak Pan Bóg przykazał": tradycyjna w formie, bez udziwnień, eksperymentów formalnych, gier w ciuciubabkę z czytelnikiem, fajerwerków erudycji i innych postmodernistycznych ozdobników. Za to dobrze skomponowana, harmonijnie łącząca cechy dwóch gatunków: powieści kryminalnej i przygodowej, w stylu Aleksandra Dumasa. Z pozytywnym bohaterem, który jest wiarygodny mimo swoich anachronicznych cnót i wzruszającej wręcz naiwności.(A tak po prawdzie, czyż Don Kichot nie był anachronizmem w swojej epoce? Ludzie kryształowo uczciwi i ceniący honor ponad mamonę zawsze stanowili znikomą mniejszość.)
Narracja początkowo toczy się powoli, zgodnie z rytmem życia don Jaimego; w miarę rozwoju wydarzeń tempo akcji przyśpiesza.
"Fechtmistrz" spodobał mi się bardziej od współczesnej, nieco przegadanej "Królowej Południa": jest o połowę cieńszy i bardziej jednorodny w swojej prostocie. Przyjemności czytania nie zepsuła mi nawet przewidywalność rozwoju wydarzeń. Fakt, że brakuje tu elementu zaskoczenia - od początku wiadomo, że w finale musi dojść do pojedynku. Nie zdradzę więc żadnej tajemnicy, jeśli dodam, że don Jaime walcząc o życie odnajdzie wreszcie swojego Graala - mistrzowskie pchnięcie nie do odparcia.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czytałam jego "Szachownicę Flamandzką", która to bardzo mi się podobała, ale tej książki nie znam...

Bruixa pisze...

Ja mam "Szachownicę flamandzką" dopiero w planach. A tych zaplanowanych pozycji ciągle przybywa...

Anonimowy pisze...

Moja przygoda z Perez Revertem skończyła się mniej więcej na setnej stronie "Klubu Dantego". Nie mogłam przebrnąć dalej i nie miałam ochoty się zmuszać.

Bruixa pisze...

Cóż, bywa i tak.
Jak dotąd przeczytałam tylko dwie jego książki i podobały mi się. Do "Klubu Dumasa" się przymierzam - nie jestem pewna, czy mają to w mojej bibliotece.

Anonimowy pisze...

Zacząłem, trochę przypadkowo, swą przygodę z Perezem-Reverte właśnie od "Fechtmistrza" i to był świetny wybór. Ma wszystkie cechy stylu pisarza i ma ten plus, że nie jest zbyt długa: komu się spodoba, z pewnością sięgnie po następne jego książki, także te dłuższe i "cięższe".

Bruixa pisze...

Mnie też się podobała :)