19.12.2007

Erich Maria Remarque: "Na Zachodzie bez zmian"


Najbardziej znana, pacyfistyczna powieść Remarque'a i zarazem jedna z najważniejszych książek o I wojnie światowej. Przedstawia przeżycia dziewiętnastolatka Pawła Bäumera, który razem z kolegami z klasy, za namową nauczyciela, zaciągnął się do wojska i trafił do okopów we Francji na froncie zachodnim. Tam młodzieńcze ideały i chęć walki za ojczyznę szybko się rozwiały w zderzeniu z koszmarem wojny pozycyjnej, gdzie żołnierze są jedynie mięsem armatnim. Nie ma nic heroicznego w nieustannym zabijaniu i umieraniu, jest tylko strach, cierpienie i bezsens. Zdarzają się chwile spokoju i odpoczynku, wyprawy na dziwki, gra w karty, rozmowy z kolegami, zajadanie kradzionej gęsi, ale potem znów trzeba wrócić na pierwszą linię. Nawet wyjazd do domu na urlop niesie ze sobą więcej smutku niż radości - matka jest ciężko chora, ojciec się zaharowuje, a cała rodzina cierpi nędzę. Paweł czuje się obco wśród cywilów, nie potrafi z nimi rozmawiać - nie może im opowiedzieć o swoich przeżyciach nawet gdyby umiał je przekazać. Dla niego i jego rówieśników wojna zdaje się trwać wiecznie, jakby wszystko, co miało miejsce wcześniej, przydarzyło się w innym życiu komuś innemu.
"Na Zachodzie bez zmian" przedstawia wojenną rzeczywistość bez upiększeń, w całej jej brutalności, ale bez epatowania makabrą. Huraganowy ogień artyleryjskiego ostrzału, ataki gazowe, zmasakrowane ciała, nędza lazaretów, wszy i szczury, głód, błoto i krew - wszystko to Remarque dostrzega i rejestruje okiem reportera. Nie przygląda się horrorowi przez szkło powiększające obracając go na wszystkie strony, jak to czyni wielu współczesnych pisarzy. W książce są fragmenty liryczne i wzruszające, ale nie ma w niej patosu, sentymentalizmu i tanich chwytów obliczonych na wyciśnięcie łez.
Rzadko sięgam po literaturę traktującą o wojnie. Po latach szkolnej edukacji, kiedy to nękano nas licznymi lekturami i filmami wojennymi, długo odczuwałam niechęć do martyrologii i batalistyki. "Na Zachodzie bez zmian" pożyczyłam w ramach nadrabiania zaległości - postanowiłam od czasu do czasu przeczytać coś z klasyki, w szczególności dzieła pisarzy, których do tej pory nie poznałam i przekonać się, co straciłam. Remarque spodobał mi się bardziej niż się spodziewałam i dzięki niemu zrozumiałam, co naprawdę znaczy określenie "stracone pokolenie": Czego mogą oczekiwać od nas, kiedy nadejdzie czas, że nie będzie wojny? Naszym zajęciem poprzez lata całe było zabijanie: to był pierwszy zawód w naszym istnieniu. Nasza wiedza o życiu ogranicza się do śmierci. Cóż jeszcze ma się stać potem? I co będzie z nami?
Dobra, uczciwa książka. I bardzo smutna.

Brak komentarzy: