Główny bohater i narrator powieści "Barcelona Jazz Club" - czarnoskóry Amerykanin Eric „Dutch” Heinrichs - swego czasu był znanym pianistą jazzowym. Ale to już przeszłość. Teraz jest "Latającym Holendrem", ściganym przez gangstera Nicka Pappalardo, któremu się mocno naraził. W obawie o swoje życie zbiegł do Europy, ale po kilku latach spędzonych w Paryżu znów musi uciekać. Z cudzym paszportem wyjeżdża do Barcelony. Jest rok 1959. Izolowana od świata Hiszpania pod rządami Franco wydaje się bezpiecznym schronieniem przed mafią. Ale czy na pewno? "Dutch" zawiera znajomość z inwalidą wojennym Bernabé i zakochuje się w Celii - kobiecie spotkanej w klubie jazzowym. I zostaje wplątany w sieć intryg, działania antyfaszystowskiego podziemia i pospolitych przestępców, a nawet w morderstwo.
Xavier B. Fernández napisał powieść sensacyjno-obyczajową z elementami romansu i kryminału, z wątkami polityczno-historycznymi. Nieźle się ten koktajl czyta. Wydawca zwraca uwagę na podobieństwo klimatu do twórczości Remarque'a, Chandlera, Grahama Greene'a i Juana Marsé. Muszę przyznać, że coś jest na rzeczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Zanotowane do przeczytania.
Miło Cie widzieć, Procello :)
Tylko nie oczekuj zbyt wiele, Fernandez nie jest tak dobry jak wymienieni pisarze. Ale jest coś w nastroju, co ich przypomina.
Jakoś do tej pory z dala trzymałam się od tego rodzaju literatury, ale Twoja recenzja mnie przekonała i chyba się porwę do przeczytania tej książki. Ja bym Ci chciała polecić mój swieżutki nabytek z Matrasa, który właśnie czytam, i który jest naprawdę wciągający - "Wbrew sobie". Krótko - o czym ta powieść jest? O kobiecie, która za wszelką cenę chce mieć dziecko i o następstwach jakie niosą ze sobą podejmowane przez nią decyzje... Warto przeczytać.
Może przeczytam, chociaż za literaturą kobieca nie przepadam. A to trochę mi się kojarzy z twórczością Jodi Picault.
Prześlij komentarz