30.04.2009

John Gardner: "Grendel"

Tytułowej postaci nie trzeba chyba przedstawiać miłośnikom fantasy i gier komputerowych. Na wypadek wątpliwości na okładce jest dopisek: "Beowulf oczami Grendela", który wyjaśnia, o kogo chodzi, ale nie całkiem odpowiada treści książki. Wprawdzie John Gardner opowiedział tę historię z perspektywy antagonisty legendarnego bohatera, ale on sam pojawia się dopiero pod koniec opowieści, a jego imię nie pada ani razu. A jako że narratorem jest Grendel, siłą rzeczy jego relacja nie obejmuje wszystkich wydarzeń opisanych w "Beowulfie".
Chociaż powieść, zainspirowana staroangielskim poematem, rozgrywa się w średniowiecznej scenerii, z udziałem skandynawskich wojowników, potworów i smoka, trudno mi ją zaliczyć do gatunku fantasy. "Grendel" to dzieło postmodernistyczne, w którym pisarz igra z konwencją rycerskiego eposu, eksperymentuje z formą, przeplata różne style wypowiedzi i nawiązuje do innych autorów. Fabuła jest pretekstem do filozoficznych rozważań na temat ludzkiej natury i kultury, dobra i zła, sensu istnienia.
Grendel prześladuje króla Hrothgara, napada na jego dwór, morduje wojów, pożera trzodę i bydło. Odczuwa wobec ludzi nienawiść i pogardę, a jednocześnie fascynację. Szczególnie starym bardem, który w swych pieśniach dodaje wzniosłości mało chwalebnym postępkom, mordy, gwałty i grabieże przedstawiając jako bohaterskie czyny. Od smoka Grendel dowiaduje się, że Wszechświat nie zmierza w żadnym określonym kierunku, a życie wszystkich zaludniających go stworzeń nie ma sensu ani celu. Ale ludzie wymyślili religię i sztukę, aby objaśnić i uzasadnić swoją egzystencję: "Za pomocą swoich teoryjek próbują wytyczyć drogę przez Piekło." Na tle ludzkiej hipokryzji, pazerności, okrucieństwa i głupoty potwór nie wydaje się taki zły, a wręcz prostolinijny i uczciwy; jeśli nawet nie budzi sympatii, to przynajmniej współczucie.
Ta bardzo ciekawa powieść pełna jest odniesień do innych dzieł literackich i filozoficznych, a przez to dosyć hermetyczna. W końcu nie każdy czytelnik ukończył anglistykę na dobrej uczelni i jest w stanie rozpoznać wszystkie aluzje i cytaty. Dla mnie to frustrujące, gdy słyszę, że dzwonią, ale nie wiem, w którym kościele. Książka aż się prosi o jakieś opracowanie krytyczne, posłowie czy choćby garść przypisów, a tego, niestety, zabrakło.

8 komentarzy:

:* pisze...

Hmm... biorąc pod uwagę Twoją recenzję - lektura dla mnie obowiązkowa.

Anonimowy pisze...

O książce słyszałam dużo i właściwie same pozytywy, więc muszę przeczytać.

Barts pisze...

Przyznam z zażenowaniem, że mnie "Grendel" znudził. Jakoś ciężko mi się to czytało. Może po prostu jestem za głupi...

Bruixa pisze...

Barts, ja też tego nie łyknęłam jednym haustem - chociaż książka ma niewielką objętość, to nie jest lekka lektura, którą się pochłania w trymiga. Niektóre zdania musiałam przeczytać powtórnie, żeby załapać sens. Myślę, że znajomość "Beowulfa" byłaby bardzo przydatna, no i jakieś objaśnienia od tłumacza czy znawcy literatury angielskiej. Ale rzecz jest interesująca, tak pod względem treści, jak i formy. Osobiście polecam, ale nie należy się nastawiać na łatwo wchodzącą, wciągającą czytankę.

Unknown pisze...

Interesujący blog, trafiłem tu z google szukając książki. Przy okazji zapraszam do portalu webook.pl dla czytelników książek. Pozdrawiam serdecznie!

Bruixa pisze...

Witaj Rude, miło Cię widzieć :)
Zajrzałam na webook.pl - portal zapowiada się ciekawie, będę go odwiedzać w wolnych chwilach (których ostatnio mi brakuje).

Anonimowy pisze...

A ja przeczytałem książkę bez znajomości Boewulfa, z kiepską znajomością literatury angielskiej i bez większych podstaw z filozofii i muszę powiedzieć, że jestem nią oczarowany. Może właśnie dlatego, że mi nigdzie nie dzwoniło i dźwięk ten mnie nie rozpraszał.

Bruixa pisze...

No i bardzo dobrze, z satysfakcją i bez kompleksów. Mnie chwilami męczyło, gdy pewne fragmenty wydawały się znajome, a nie byłam pewna źródła.